Byliśmy w dość nieciekawej sytuacji... Obie drogi ucieczki były zastawione przeszkodami. Spojrzałem na szpetnego dryblasa. W sumie, to nie był taki napakowany, coś tam na kształt mięśni miał, ale nie były one zbyt imponujące, a tym bardziej przerażające. W prawej dłoni miał kawałek drewna, najpewniej nogę od krzesła lub stołu, którą siłą wyrwał; wygląda na to, że ciemność podziałała na naszą korzyść, bo najwidoczniej nie mógł zlokalizować swojej broni, która wraz z ówczesnym upadkiem, tuż przed roztłuczeniem butelki o jego głowę, powędrowała gdzieś wgłąb knajpki. Zapewne nadal leży wśród szkła i poprzewracanych stołów. Martwiłem się Yui jak i również o cywili, którzy byli ukryci pod stolikami, modląc się o zbawianie. Yui powinna dać radę, jednak zwykły człowiek nie posiadający wiedzy wojskowej może mieć bardzo ciężko w takiej sytuacji. Chciałem jak najszybciej załatwić kolesia przede mną, by móc pomóc Yui i pozostałym, lecz to nie było takie proste. Ja i moje gołe pięści kontra szpetna morda z drewnianą nogą w dłoni. Nie tylko to stawiało mnie w nieciekawej sytuacji, zaplecze nie posiadało wystarczająco dużo miejsca na walkę czworga ludzi. Trzeba będzie wypchnąć mordkę do wnętrza knajpki, aby dziewczyna miała miejsce. Moje oczy cały czas były skupione na przeciwniku, natomiast myśli krążyły mi po głowie przez całe kilka sekund. Chwila, a czy tak zwykle nie jest przed śmiercią? Nie, nie, pomyliłem warunki, uf. Chłopie nie myśl o czymś takim, tylko pogorszysz sytuację.
Zacisnąłem pięści i w tym samym momencie co dryblas wykonał zamach nogą wyprowadziłem cios w brzuch. Ledwo udało mi się uniknąć jego śmiertelnej zagrywki, lecz i on miał dzisiaj szczęście. Osunął się lekko i zamachnął się ponownie. Schyliłem się. Jego ręka wciąż była w locie, w tym samym ruchu. Widziałem to jakby w zwolnionym tempie. To była moja szansa. Zmarszczyłem brwi i objąłem jego brzuch popychając go do tyłu. Mocny uścisk wprawił dryblasa w dyskomfort i mimowolnie wycofywał się. Po kilku krokach potknąłem się, sprawiając, że przewróciliśmy się. Musiałem walnąć w coś metalowego, bo stopa bolała niemiłosiernie. Podnosząc się do wpół przysiadu z niemałym problemem poczułem czyjeś dłonie na ramieniach. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale byłem pewny, że to Yui. Chciałem zapytać czy wszystko gra, jednak zanim w ogóle zdążyłem otworzyć usta odczułem silny ból na czole, który szybko rozszedł się po całej głowie. Piekące rwanie, tak, to dość trafny opis. Momentalnie usiadłem, jedną ręką złapałem się za czoło, a drugą podtrzymałem się. Jęknąłem parę razy z bólu, przez zaciśnięte powieki nie wiedziałem co się dzieje. Usłyszałem dwa strzały, a potem cisza. Otworzyłem lekko oczy, lecz nikogo nie zobaczyłem. Jakby ciemność pochłonęła tego kolesia. Tak jednak nie mogło być. Musiał być gdzieś w pobliżu. Moje uszy zdołały wyłapać niezrozumiałe mruknięcie, natomiast ciało zareagowało natychmiastowo. W niebezpiecznej sytuacji adrenalina skakała po całym moim ciele jak na trampolinie. Natychmiast zerwałem się z miejsca i pokuśtykają odsunąłem się. Przez otrzymanie ciosu w głowę nie potrafiłem dobrze złapać równowagi, ale w jakiś sposób udało mi się stabilnie stanąć. Wciąż trzymając się za czoło i manewrując dłońmi w celu utrzymaniu balansu, zmrużyłem oczy, aby mózg znów przyzwyczaił się do mroku. Ujrzałem mężczyznę. Ah, no racja. Walczę. A co z Yui, dała radę? Mój ciężki oddech nie pozwalał mi się uspokoić. Muszę to zakończyć, teraz albo nigdy. Ponownie zacisnąłem pięści i chwiejąc się pobiegłem w stronę przeciwnika. Ten już przygotował swoją pozycję. Wyglądał przez chwilę jak pałkarz przygotowujący się na przyjęcie prostej piłki, ale i również przypominał mrocznego kosiarza, który tylko czekał aż podejdę, aby odrąbać mi głowę. Jednak strach nie zapanował nade mną, nie mogłem na to pozwolić. Musiałem jeszcze sprawdzić czy Yui ma się dobrze i pomóc jej gdy zajdzie potrzeba. Jeszcze ci ludzie, którzy gdzieś tutaj są i trzęsą się ze strachu. Rodzina... Za wcześnie abym umierał, nie dziś, nie jutro, ani nawet za kilka lat.
Zatrzymałem się na krótko przed uderzeniem szpetnej mordy, a ten odruchowo zamachnął się. Poczęstowałem go swoją prawą pięścią, a potem lewym sierpowym. Syknąłem cicho z bólu. Kawałek szkła, którym wcześniej zostałem trafiony najwyraźniej wbił się głębiej. To nie był koniec. Napastnik wykonał swój ostatni chybiony zamach drewnianą nogą, po czym ja podarowałem mu kolejny cios w twarz. Padł na ziemię z zakrwawioną twarzą. Odetchnąłem. Pomimo swoich umiejętności, miałem z nim niemały problem. Potrzebuję ostrego treningu, jak za dawnych czasów. Rozejrzałem się w celu zlokalizowania wejścia do zaplecza. Po chwili udało mi się je zlokalizować, więc pobiegłem w jego stronę.
Zacisnąłem pięści i w tym samym momencie co dryblas wykonał zamach nogą wyprowadziłem cios w brzuch. Ledwo udało mi się uniknąć jego śmiertelnej zagrywki, lecz i on miał dzisiaj szczęście. Osunął się lekko i zamachnął się ponownie. Schyliłem się. Jego ręka wciąż była w locie, w tym samym ruchu. Widziałem to jakby w zwolnionym tempie. To była moja szansa. Zmarszczyłem brwi i objąłem jego brzuch popychając go do tyłu. Mocny uścisk wprawił dryblasa w dyskomfort i mimowolnie wycofywał się. Po kilku krokach potknąłem się, sprawiając, że przewróciliśmy się. Musiałem walnąć w coś metalowego, bo stopa bolała niemiłosiernie. Podnosząc się do wpół przysiadu z niemałym problemem poczułem czyjeś dłonie na ramieniach. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale byłem pewny, że to Yui. Chciałem zapytać czy wszystko gra, jednak zanim w ogóle zdążyłem otworzyć usta odczułem silny ból na czole, który szybko rozszedł się po całej głowie. Piekące rwanie, tak, to dość trafny opis. Momentalnie usiadłem, jedną ręką złapałem się za czoło, a drugą podtrzymałem się. Jęknąłem parę razy z bólu, przez zaciśnięte powieki nie wiedziałem co się dzieje. Usłyszałem dwa strzały, a potem cisza. Otworzyłem lekko oczy, lecz nikogo nie zobaczyłem. Jakby ciemność pochłonęła tego kolesia. Tak jednak nie mogło być. Musiał być gdzieś w pobliżu. Moje uszy zdołały wyłapać niezrozumiałe mruknięcie, natomiast ciało zareagowało natychmiastowo. W niebezpiecznej sytuacji adrenalina skakała po całym moim ciele jak na trampolinie. Natychmiast zerwałem się z miejsca i pokuśtykają odsunąłem się. Przez otrzymanie ciosu w głowę nie potrafiłem dobrze złapać równowagi, ale w jakiś sposób udało mi się stabilnie stanąć. Wciąż trzymając się za czoło i manewrując dłońmi w celu utrzymaniu balansu, zmrużyłem oczy, aby mózg znów przyzwyczaił się do mroku. Ujrzałem mężczyznę. Ah, no racja. Walczę. A co z Yui, dała radę? Mój ciężki oddech nie pozwalał mi się uspokoić. Muszę to zakończyć, teraz albo nigdy. Ponownie zacisnąłem pięści i chwiejąc się pobiegłem w stronę przeciwnika. Ten już przygotował swoją pozycję. Wyglądał przez chwilę jak pałkarz przygotowujący się na przyjęcie prostej piłki, ale i również przypominał mrocznego kosiarza, który tylko czekał aż podejdę, aby odrąbać mi głowę. Jednak strach nie zapanował nade mną, nie mogłem na to pozwolić. Musiałem jeszcze sprawdzić czy Yui ma się dobrze i pomóc jej gdy zajdzie potrzeba. Jeszcze ci ludzie, którzy gdzieś tutaj są i trzęsą się ze strachu. Rodzina... Za wcześnie abym umierał, nie dziś, nie jutro, ani nawet za kilka lat.
Zatrzymałem się na krótko przed uderzeniem szpetnej mordy, a ten odruchowo zamachnął się. Poczęstowałem go swoją prawą pięścią, a potem lewym sierpowym. Syknąłem cicho z bólu. Kawałek szkła, którym wcześniej zostałem trafiony najwyraźniej wbił się głębiej. To nie był koniec. Napastnik wykonał swój ostatni chybiony zamach drewnianą nogą, po czym ja podarowałem mu kolejny cios w twarz. Padł na ziemię z zakrwawioną twarzą. Odetchnąłem. Pomimo swoich umiejętności, miałem z nim niemały problem. Potrzebuję ostrego treningu, jak za dawnych czasów. Rozejrzałem się w celu zlokalizowania wejścia do zaplecza. Po chwili udało mi się je zlokalizować, więc pobiegłem w jego stronę.
<Yui?>
Ilość słów: 722
Otrzymane punkty: 50 + 180 = 230
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz