niedziela, 4 marca 2018

Od Yongguk'a CD Fyodora 'Pierwszy krok'

Przekalkulowałem szybko wszystkie za i przeciw akcji, którą proponował Fyodor.
Uciekanie z wykładu już w pierwszy dzień było dość lekkomyślne. W gruncie rzeczy to zupełnie gówniarskie zachowanie.
Z drugiej strony jednak była możliwość, że zobaczę twarz tego gościa jeszcze raz. Krew gotowała się we mnie na samo wspomnienie jego mordy, mimo że kłucie w plecach przypominało mi o nikłych szansach na wygraną przeciw niemu.
No, i został jeszcze sam Fyodor. Zdążyłem już przyporządkować go do wzoru grzecznego chłopca, a on nagle zaproponował mi ucieczkę ze szkoły. Bądźmy szczerzy, ciekawił mnie jak cholera i zostawienie go samego sobie byłoby marnotrawstwem.
-Spadamy- Posłałem blondynowi porozumiewawczy uśmiech po czym wycofaliśmy się w stronę schodów. Po drodze zgarniając kurtkę chłopaka z poręczy przemieściliśmy się do szatni gdzie zarzuciłem na siebie swoje wierzchnie odzienie.
Byłem w trakcie wiązania drugiego buta, gdy nagle ktoś trzeci wpadł do pomieszczenia. Poderwałem głowę do góry, usiłując rozszyfrować tożsamość przybysza. Miał na sobie czerwoną bluzę z nadrukiem tygrysa na plecach.
Podniosłem się z kolan z zamiarem przyjrzenia się jego twarzy, jednak nie było mi to już potrzebne w chwili, gdy zobaczyłem bandaż zawiązany na jego głowie. W szkole tego dnia była tylko jedna osoba z obrażeniami głowy.
Chłopak zbliżył się do Fyodora z serdecznym uśmiechem wymalowanym na twarzy i zaczął rozmowę. Odpuściłem sobie wtrącanie się, mimo że trochę mi się spieszyło. Oparłem się o ścianę z niekrytym zaciekawieniem przysłuchując się ich konwersacji. Chłopak, którego w myślach zacząłem nazywać "Tygrysem" był na oko o rok, może dwa starszy ode mnie. Miał podłużną, trójkątną twarz oraz małe oczy a także zabawnie odstające uszy.
Tygrys nieco zbyt uczuciowo dziękował blondynowi za "uratowanie życia". Na moje oko za bardzo słodził i wyglądało to sztucznie. Przestań być sceptyczny, Yoon. Chłopak się wczuwa i tyle.
Fyodor wyściubił zadarty nos zza ramienia chłopaka, widocznie sprawdzając, czy nie postanowiłem uciec. Spróbowałem uśmiechnąć się półgębkiem, jakby mówiąc "Luz, nie spiesz się." ale nie wyszło, bo wcale tak nie myślałem. Skleiłem tylko najsztuczniejszy uśmiech świata, odrywając się od podpieranej przeze mnie dotychczas ściany.
Zanim Tygrys zdążył wbić zagłębiającego się coraz bardziej w swoją kurtkę Fyodora w ziemię kolejną falą pytań przerywanych ponawianiem podziękowań, zupełnie przypadkiem oparłem łokieć na ramieniu blondyna, przerywając mu wpół słowa -Wybacz, spieszymy się.
Starszy zmarszczył brwi lustrując mnie  niepewnym wzrokiem  -Ach, sorry. -Uniósł ręce w przepraszającym geście.
Ruszyłem pewnym krokiem do drzwi nie zważając na fakt, że moja ręka zacisnęła się na ramieniu Fyodora i że ciągnąłem biedaczynę za sobą. Zauważyłem to dopiero, gdy opuściliśmy budynek. -Hej, Yongguk. Nie masz zamiaru wyprowadzać go z błędu? -Zagadnął blondyn, chowając prawie całą twarz pod obszernym kapturem.
-Jakiego błędu? - Skrzywiłem lekko twarz pod wpływem szczypiącego ją nieprzyjemnie zimnego wiatru.
 -No, wiesz... gość uważa, że to tylko ja go obroniłem. -Fyodor wyjrzał spod kaptura, unosząc zabawnie oboje jasnych brwi.
-Ma rację. -Mruknąłem, próbując uniknąć jego świdrującego wzroku. -Nie biłem się dla niego.
Fyodor zamilkł na chwilę. Przyglądałem się, jak zabawnie zarzucając nogami rozrzuca śnieg na boki.
Dotarliśmy na stację, która w końcu ochroniła nas przed dalszymi atakami chłodnej zamieci.
-To gdzie jedziemy? -Chłopak zrzucił z siebie kaptur, ukazując swoją rozczochraną czuprynę.
-Do domu. -Wzruszyłem ramionami, jakby jego pytanie zostało wytrzaśnięte z kosmosu.
-Oj,no weź. -Fyodor jęknął, nadymając policzki z upartością przedszkolaka. -Pierwszy raz uciekam ze szkoły, a ty chcesz mnie odesłać na chatę?
-Gdzie oni cię chowali? - Wzdychając zapytałem trochę samego siebie, trochę bawiącego się suwakiem swojej kurtki blondyna. -Możesz wpaść do mnie, skoro tak bardzo ci zależy żeby się gdzieś podziać- Fyodor przestał bawić się suwakiem i uniósł głowę. Przez chwilę przypatrywał mi się z uwagą.
-Dobra -Odparł po dłuższej chwili zastanowienia, akurat gdy na peron podjechał nasz pociąg. O tej godzinie nie było w nim jeszcze zbyt dużo osób, więc bez problemu znaleźliśmy sobie miejsca w przedziale. Większą część drogi przemilczeliśmy, choć cisza była niezręczna. Cóż, przynajmniej dla mnie. 
Kilka przystanków dalej wyszliśmy, udając się w drogę do mojego domu. Blondyn rozglądał się  uważnie dookoła, co jakiś czas wydając z siebie to charakterystyczne "Och". Miałem wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale za każdym razem kończył nie mówiąc ani słowa.
O pierwszej miasto naprawdę wydawało się spokojne, gdyż większość jego mieszkańców siedziała jeszcze zamknięta za szklanymi ścianami wieżowców. Nawet wiatr zamilkł, pozostawiając nas w utopijnej ciszy. Z braku laku wsłuchiwałem się w śnieg trzaskający cichutko pod naszymi butami, jak również głośne oddechy chłopaka idącego za mną.
Po dotarciu pod docelowy budynek, przystanąłem na chwilę, poszukując w głębokich kieszeniach kluczy do drzwi.
-Cholera, chyba je gdzieś zgubiłem. -Udałem przestraszonego, chcąc zmusić blondyna do ożywienia się choć na chwilę. W rzeczywistości już trzymałem klucze w dłoni.
-Huh? -Fyodor zmarszczył brwi, jakby nie dosłyszał. -Żartujesz, prawda? Powiedz, że to żart.
Nie była to reakcja której się spodziewałem, ale przynajmniej się odezwał. Zaśmiałem się lekko, machając mu kluczami przed nosem.
-No, to teraz na samą górę -Westchnąłem, przytrzymując przed chłopakiem drzwi wejściowe.
-To już nie jest śmieszne. Moje nogi z a m a r z ł y -Chłopak jęknął, pocierając  zaróżowione od mrozu policzki.
-Mówię serio. Mieszkanie nie było tanie bez powodu -Ominąłem Fyodora na klatce schodowej i zacząłem się wspinać w górę.
W końcu dotarliśmy do mojego mieszkania. Pierwszym, co zrobił blondyn było rozłożenie się na podłodze w sieni, jakby przebiegł cały maraton. Nie dbał o to, że podłoga była mokra, bo nanieśliśmy do środka chyba z kilogram śniegu.
Chyba już zdążyłem zakodować to, że robił rzeczy, których nie potrafiłem pojąć. Nawet nie próbowałem pytać, zwyczajnie pozwoliłem mu robić, co chciał.
Wszedłem do kuchni, zgarniając granatowy kubek do zlewu. Wyjąłem dwa czyste naczynia i ze stukotem ustawiłem je na blacie. Włączywszy elektryczny czajnik wychyliłem się zza ściany, by sprawdzić, jak idzie Fyodorowi podnoszenie się z ziemi -Co chcesz do picia? Mam herbatę i...herbatę. -Przyglądałem się jak chłopak stając na palcach zawiesza kurtkę na wieszaku, nie zważając na to, że jego prawa skarpetka znajduje się w kałuży.
-Chyba zdecyduję się na herbatę -Zaśmiał się melodyjnie, próbując na oślep ułożyć swoje odstające włosy.
-Rozgość się - Rzuciłem pospiesznie, gdyż dźwięk wrzącej wody przywołał mnie z powrotem wgłąb kuchni. Wyjąłem z szafeczki malinową herbatę i wrzuciłem ją do obu kubków. Wybrałem ją, bo to była według mnie najlepsza herbata na zimowe dni, takie jak ten. Sam Fyodor też kojarzył mi się z malinami. Czemu? Tak zwyczajnie, bez powodu.
Wewnętrznie czułem, że znajdę blondyna w swojej sypialni. Tam też udałem się z kubkami pełnymi ślicznie pachnącego naparu.
Zastałem go, o ironio, znów na podłodze. Siedział po turecku, lekko przygarbiony, jedną ręką oparty był o ramę łóżka. W jego dłoniach znajdował się lekko pomięty plik kartek, z których kilka leżało już rozrzuconych niedbale po dywanie. Gdy usłyszał moje kroki, lekko zmieszany uniósł głowę z gestem przeprosin wymalowanym na twarzy. Jednak jego oczy świeciły jakimś niewytłumaczalnym blaskiem. Nie mogłem być na niego zły, nawet gdybym zechciał.

<Fyodor?>

Ilość słów: 1120
Otrzymane punkty: 50 + 280 = 330

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz