wtorek, 27 lutego 2018

Od Chanyeola 'Dotyk barw'

Barwy.
Pomarańczowy, czerwony, różowy, a także żółty i niebieski.
Czy tyle wystarczy żeby odwzorować barwy zachodu słońca?
Ktoś by powiedział że nie, a ktoś inny - że tak.
Ja natomiast, połączyłbym te kolory tak, żeby tworzyły nowe odcienie, które sprawiają widok jeszcze ciekawszym. Szkoda tylko, że nie umiałem malować.
Westchnąłem, upijając łyk gorzkiej kawy i przeczesałem dłonią włosy. Odstawały na wszystkie strony, co mnie denerwowało, ale cóż mogłem zrobić. Nie wyprostuję ich, ani ich nie ułożę. Tak to już bywa z moimi prawie rudymi włosami. Niech żyją własnym życiem w domu, a podporządkowują się poza. Dopóki po zdjęciu czapki były ładnie ułożone, wszystko było fajnie.
Wziąłem kolejnego łyka i zmarszczyłem brwi, nie czując w ustach cieczy, a kompletną pustkę.
- Drugiej sobie zrobić nie mogę - wymruczałem nisko, odstawiając naczynie na blat i siadając przy stole, w celu zjedzenia czegoś. Nie powinienem pić o tej porze kawy, bo zazwyczaj rozbudzała mnie na trochę dłużej niż powinna, ale miałem trochę do roboty. Typu poukładanie rzeczy i sprawy finansowe. Otworzyłem szeroko usta i wpakowałem w siebie pół bułki. Bycie dużym = większe zapotrzebowanie na jedzenie. Uśmiechnąłem się pod nosem i dokończyłem w ciszy kolację, od czasu do czasu zerkając za okno. Musiałem się w nie wpatrywać - te kolory po prostu tak kusiły.
~
Budzik.
- Jeszcze chwileczkę, naprawdę - spróbowałem prawą ręką wymacać zegarek, ale natrafiłem na pustkę. Gwałtownie wyprostowałem się, uderzając głową o lampę.
- Głupia lampa - syknąłem, wstając i masując obolałe miejsce. Pobiegłem do hałasującego urządzenia i z wręcz nienawiścią, wyłączyłem je. Nie lubiłem hałasów, zwłaszcza tych co się źle kojarzyły. Rozciągnąłem się, postrzelałem kośćmi i ziewnąłem.
No, to dzisiaj tej akademii. Szybko się umyłem i przebrałem, dziwiąc się gdy zauważyłem że moje włosy nie wyglądały aż tak źle. W koszuli włożonej w rurki i płaszczu poszedłem wypić kawę i zjeść śniadanie. Zastanawiałem się czy to nie jest dziwne połączenie, bo chyba lepiej wyglądałaby koszulka, jakieś normalne spodnie i na to płaszcz. Ale jak już się stało, to już tak będzie.
Tak więc gdy było po wszystkim, ubrałem trapery i zimową kurtkę, wraz z czapką na głowę. Owinięty prawie jak w cebulkę wyszedłem z ładnego, ale taniego mieszkania i ruszyłem w drogę. Cieszyłem się, że w nocy postanowiłem przestudiować mapę miasta kilka razy, przez co teraz dość szybko znalazłem się tam gdzie powinienem.
Wręcz wskoczyłem do budynku, w którym miałem się znajdować. Trochę zdyszany, bo pomyliłem godziny, rozejrzałem się i skierowałem się do szatni, gdzie zostawiłem swoją odzież wierzchnią i pognałem na lekcje. Po drodze, właśnie na zakręcie wpadłem na kogoś. Odskoczyłem jak poparzony, nawet nie myśląc żeby pomóc tej osobie wstać.
- E... Sorki - odparłem lekko przestraszony, że owa osoba może być wściekła lub pomyśli że jestem źle wychowany. 

<Ktoś?>

Ilość słów: 453
Otrzymane punkty: 50 + 115 = 165

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz