wtorek, 22 maja 2018

Od Maddie C.D Yongguka 'Insomnia'

Przeglądałam spis alkoholi nie zbyt wiedząc, co mam zamówić. Zbyt rzadko chodzę do takich miejsc, by wiedzieć, co jak smakuje i po czym stracę głowę. Praktycznie wcale nie odwiedzałam pubów. Alkohol piłam tylko przy okazjach takich jak czyjeś urodziny.
 Gdy kiedyś pozwoliłam sobie na mały wypad ze znajomymi po którym straciłam nie tylko głowę, ale też rachubę czasu, ledwo się ruszałam – tak bardzo dał o sobie znać mój brat i jego nienawiść do wszelkiej patologii, a konkretnie to pijaków. Zawsze mi mówił, jak to nienawidzi ludzi, którzy popadli w nałóg i chodzą po ulicach żebrać. Wysłuchiwałam tego chociaż dwa razy tygodniowo.
- Może wezmę to co ty – stwierdziłam po chwili patrząc na wygląd jego napoju. Ta iluzja... bo to była iluzja, co nie?
- Jak uważasz – odwrócił się na chwilę do dziewczyny, która podała mu napój. Poprosił ją o kolejną porcję, po chwili w dłoni trzymała kolorowe rybki.
- Często chodzisz do takich miejsc? - zapytałam przerywając chwilową ciszę (między nami, w całym lokalu grała głośna muzyka).
- Zależy jaki mam dzień lub okazję – zaczął kręcić szklanką, ale kolorowe rybki wyglądały, jakby ta czynność ich wcale nie dotyczyła - Ty chyba rzadziej przychodzisz – stwierdził. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- To, że nie mogę się zdecydować na alkohol, nie znaczy, że nie zaglądam do pubów – stwierdziłam i wypiłam łyk "akwariowej" wody zapominając, że nie jestem w tym najlepsza. Odsunęłam od siebie szklankę i zakaszlnęłam dwa razy. Spojrzałam kątem oka na chłopaka, który uśmiechał się zwycięsko.
- Zdecydować się to jedno, ale wybrać odpowiedni dla siebie, to drugie – upił duży łyk ze swojej szklanki i odstawił ją na miejsce ze spokojną miną, jakby chciał mi pokazać, jak to się robi. Lekko się uśmiechnęłam i cicho zaśmiałam.
- No dobra, nie zaglądam nigdzie. Jak już coś pije, to zwykłego i słabego – przyznałam mu rację.
- Nawet w te najbardziej dobijające dni?
- Nie... - pokręciłam głową, ale nie dokończyłam zdania. Nie chciałam mu mówić, że zamykam się w pokoju. Zabrzmiałoby to tak, jakbym w nim płakała, a na pewno nic mu nie powiem o obrazach. To jest mój sekret. Ponowiłam drugą próbę alkoholową; tym razem wzięłam mniejszy łyk, a dzięki temu, że zapoznałam się z jego skutkami, ciecz przepłynęła w mojej szyi swobodnie i bez żadnego krztuszenia.
- Robisz postępy – zauważył.
Odwróciłam na chwilę do tyłu głowę. Ludzie tańczyli na parkiecie nieco ściśnięci, w grupkach, parach lub osobno; mimo wszystko wyglądali, jakby tańczyli w jednej przyjacielskiej paczce. Kiedyś koleżanka opowiadała mi jak tańczyć na jakichkolwiek imprezach. Są trzy metody: "na sztywniarę"- najczęściej ze szklanką picia stajesz gdzieś na poboczu i tylko machasz na boki lekko biodrami i ramionami. Bez szału. Drugą metodę nazywała "na dzi*kę" – takie kobiety ocierały się o każdego i niczego nie wstydziły. Trzecia, która najbardziej mi się spodobała, chociaż wiedziałam, ze nigdy jej nie użyje (jak pozostałych), nie miała dokładnej nazwy. Przypominała "taniec wariata" – machałeś wszystkimi kończynami na boki, wczuwając się w rytm muzyki i dając z siebie wszystko, dzięki czemu ludzie się od ciebie odsuwali, by nie dostać w twarz i zyskiwałeś wiele miejsca dla siebie.
- Skoro jesteś częstym gościem, rozumiem, że umiesz tańczyć – powiedziałam do Yongguka z lekkim uśmiechem. Zatopił usta w drinku mierząc mnie wzrokiem.

<Yongguk, tancerzu?>


Ilość słów:541
Ilość punktów: 50+ 135= 185


piątek, 11 maja 2018

Od Yongguka C.D Maddie 'Insomnia'

-Nie przyprowadzałbym cię tu, gdyby miejsce nie było ciekawe -Z pobłażaniem wzruszyłem ramionami, kierując się przed siebie. Maddie szła zaraz za mną, pozostawiając przeciskanie się przez tłum na mojej głowie. O tej godzinie dzielnica handlowa stawała się prawdziwym morzem ludzi. W mieszance ras i kultur najbardziej wyróżniali się policjanci ubrani w czarne kombinezony i uzbrojeni po zęby. Przez głowę przeszła mi myśl, że też chciałbym wyglądać tak dobrze jak oni.
Kolorowe bilboard'y migały rytmicznie przyprawiając moje oczy o przyjemny ból. Gdy tylko wróciłem na ziemię z LED'owego nieba zorientowałem się, że dziewczyna zniknęła. Skonsternowany rozejrzałem się dookoła. Postanowiłem zawrócić i sprawdzić, czy ktoś jej przypadkiem nie stratował.
Szedłem bez zbędnego pośpiechu, przy okazji oglądałem przeszklone witryny sklepów. Wzrokiem wchodziłem do każdego z nich. Działały w ten sam sposób, jak produkowane taśmowo plastikowe zabawki. W każdym przy drzwiach stał hologramowy asystent- sztuczna inteligencja. Po drugiej stronie rzędy samoobsługowych kas. Jedynymi ludźmi w całym sklepie byli najczęściej ochroniarze, choć ci też zdarzali się metalowi.
W jakiś sposób mnie to drażniło. Nikogo już nie obchodził kontakt z konsumentem. Nikogo, oprócz ekranu z kolorowymi buźkami przy wyjściu.
Zrobiłem przerwę w przemyśleniach gdy tylko ujrzałem kolorową czuprynę. Kręciło się tu co prawda wielu punk-rockowych dziwaków, lecz co do tego byłem przekonany.
Znalazłem Maddie przyklejoną do szyby jakiegoś sklepu. Zaśmiałem się pod nosem. Kobiety -pomyślałem -Ciekawe jaką sukienkę tam znalazła.
Opierając jedną z dłoni na boku przystanąłem za jej plecami. Uniosłem oczy do góry przyglądając się wystawie. Zamiast ciuchów moim oczom ukazały się różnej maści bronie. Niektóre specjalnie zdobione, inne robione na zamówienie z dodatkowymi częściami. No tak, zapomniałem jaki to typ kobiety.
-Następnym razem się po ciebie nie wracam- Mruknąłem, udając obrażonego. W gruncie rzeczy bronie były niesamowite i sam bym przy nich przystanął, gdybym tylko je zauważył. Dziewczyna ociągając się spojrzała na odbicie mojej twarzy w sklepowej wystawie.
-Sorry, zapomniałam, że nie jestem sama -Maddie odgarnęła kilka kolorowych kosmyków z czoła, wykorzystując ostatnie chwile na oglądanie wystawy -No dobra, chodźmy...A tak właściwie gdzie idziemy?
-Do Krainy Czarów -Odparłem z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Maddie chyba nie znała tego miejsca, gdyż zmarszczyła brwi w niedowierzaniu.
Dochodząc do końca alei przystanąłem przed budynkiem, nad którego drzwiami wisiało fikuśnymi literami wypisane "w0NdeR LaND". Rzuciłem dziewczynie spojrzenie pokroju "przecież mówiłem" po czym bez zawahania pchnąłem drzwi.
Powitał nas cichy, melodyjny dzwoneczek przymocowany do drzwi. W środku panował mrok przez który przebijały się jedynie światła neonów podświetlających dekoracyjne figury. Podłoga drżała przyjemnie od wibracji powodowanych przez muzykę. Poprowadziłem towarzyszkę do baru, nad którym wisiała podświetlona tablica z nazwami wymyślnych drinków.
Podeszła do nas barmanka ubrana w czarny fartuch, przez który prawie nikła w ciemności.
-Witamy w Krainie Czarów -Uśmiechnęła się lekko do Maddie, gdyż mnie znała już z widzenia. Dziewczyna odpowiedziała jej ukradkowym uśmiechem.
-Poproszę "Drink Me" -Oparłem się o ladę podczas gdy dziewczyna studiowała skład wszystkich napojów. Po chwili przede mną stanęła obszerna szklanka z napojem wyglądającym jak najprawdziwsze akwarium. Rozjaśniająca się ku górze, żywo niebieska ciecz pieniła się delikatnie a hologramowe rybki mieniły się wszystkimi kolorami tęczy -Bierz co tylko chcesz, ja stawiam -Zagadnąłem zagubioną w rozmyśleniach Maddie.

<Maddie? Wybacz, że musiałaś czekać.>
Ilość słów: 512
Ilość punktów: 50+125 =175

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Od Maddie C.D Yongguka 'Insomnia'

Wal się szkodniku, nie wejdziesz dzisiaj do mojego domu- pomyślałam o Fredce. Wolałam zostać na schodach, w tej ciszy i mroku, w którym mogłam na spokojnie pomyśleć. Umówiłam się ze "starym" nieznajomym do jakiegoś salonu gier, bo chciałam uniknąć niczym tchórz spotkania z jakąś lalunią. Tylko czy musiałam zaniedbywać lekcje? Najwyraźniej tak. Przynajmniej będę miała dużo czasu, na wymyślenie czegoś, co odstraszy ode mnie tę babę już na zawsze. I jeśli będę musiała, użyję drastycznych środków by pozbyć się jej i mojego znienawidzonego brata.
Wróciłam na ostatni referat, dwie godziny przesiedziałam w ciszy. W tym czasie zdążyłam ochłonąć, a nawet nieco przysnąć. Po mojej głowie latały różne myśli: co nowego narysować, czy brat naprawdę żyje, w co będę mogła zagrać w salonie, kiedy ten dzień się skończy? Mimo wszystko zdążyłam oczyścić umysł ze wszystkich niepotrzebnych rzeczy i wrócić na wykład, by zdobywać wiedzę. Zadziwiłam samą siebie. Zamiast oglądać się za okno, rysować coś potajemnie lub drzemać, z zapałem słuchałam jak wyglądał nasz stary świat, chociaż wcześniej mnie to nie interesowało. Dzisiaj było... inaczej.
Po skończonych lekcjach zaszłam na chwilę do domu. Zostawiłam szkolne rzeczy, przebrałam się w coś luźniejszego (i w coś, w czym będę mogła na wypadek uciekać), spakowałam parę potrzebnych przedmiotów i poszłam na spotkanie o siedemnastej ze "staruszkiem". Wcześniej jednak zamknęłam dom na wszystkie spusty, tak na wypadek, gdyby Fredce zachciało się włamać czy coś. Zaszłam na miejsce parę minut po czasie, nowo poznany czekał na mnie. Podeszłam do niego witając się.
- Niczego nie zapomniałaś? Raczej nie będziemy się zawracać – powiedział, na co przytaknęłam.
- Nawet nie mam zamiaru. Dzisiaj robię sobie dzień wolny – poprawiłam mały plecak na ramieniu. Miałam w nim nie tylko ładowarkę i telefon, ale jeszcze bluzę, portfel i linę. Tak, linę też w nim miałam. Nie zapomniałam też o wodzie.
- To chodź – wskazał kierunek, więc ruszyliśmy. - Mamy jeszcze trochę czasu, nim otworzą stare gry – oznajmił. Skinęłam głową i schowałam ręce do kieszeni.
Dzielnica Handlowa wyglądała jak zawsze. Może zmieniła się pod tym względem, że szwendało się tu więcej nieudanych robotów, chowających się w zaułkach. Czasem wydaje mi się, że te małe robociki tylko czekają na odpowiedni moment, by się zebrać, omówić plan i uderzyć z całą mocą, by obalić ludzką władzę i przejąć kontrolę nad wszelkim życiem. Bynajmniej tak często działo się w różnych filmach i opowieściach.
- Tak właściwie, to jest tu coś ciekawego? W końcu jesteś ode mnie starszy i bardziej doświadczony – zagadałam go, by przerwać tę dłużącą się ciszę.

<Yongguk? Szczerze, to nie miałam pomysłu. Chyba niczego nie pomieszałam>

Ilość słów: 417
Ilość punktów: 50+105= 155

niedziela, 15 kwietnia 2018

Od Yongguka CD Maddie 'Insomnia'

Zmarszczyłem brwi, próbując odszukać jakieś sensowne rozwiązanie. Niestety nigdy nie byłem najlepszą poradnią życiową a tamten moment był szczególnie słaby. Naprawdę pragnąłem ubrać to w ładne słowa, które dodałyby jej otuchy i pomogły w trudnej sytuacji.
- Kazałbym jej spierdalać - Cóż, tyle z bycia pomocnym.
Dziewczyna uśmiechnęła się półgębkiem, jakby wyobrażając sobie tę scenę.
- Chciałabym, serio - Westchnęła ciężko, jednocześnie przewracając lazurowymi oczami w teatralnym geście - Ale to bardziej... skomplikowana sprawa.
- Zawsze możesz nie wracać do domu - Mruknąłem, opierając leniwie głowę na kolanach - Jeśli nie załapie znaku to przynajmniej odsuniesz nieprzyjemny moment w czasie. A, ile masz lat?
- Dziewiętnaście. Tylko, co to ma do rzeczy?
- Możesz jeszcze uciekać od zmartwień i nikt nie będzie miał tego za złe -Wzruszyłem ramionami - Chociaż jako ktoś starszy powinienem ci powiedzieć coś w stylu "Staw czoło przeszkodom!" choć oboje wiemy że bym kłamał.
- Gadasz jakbyś był nie wiadomo jaki stary - Maddie zaśmiała się cicho.
- Mam dwadzieścia dwa lata, to podeszły wiek - Jestem tak stary, że nogi odmawiają mi już posłuszeństwa, pora umierać. - A wracając do twojego problemu możesz się ze mną wybrać na "spacer" po dzielnicy handlowej, jeśli chcesz uniknąć wizyty. Otworzyli tam nową miejscówkę ze starymi grami z lat kiedy byłem jeszcze piękny i młody.
- Zabierasz mnie do muzeum? - Zażartowała, bawiąc się kosmykami swoich kolorowych włosów - Dobra, może po drodze wpadnę na jakieś długoterminowe rozwiązanie.
Dzwonek na lekcje zadzwonił w nieodpowiedniej chwili, przerywając nam rozmowę. Ociężale podniosłem się z ziemi, przeciągając się w międzyczasie. Jednakże dziewczyna nadal pozostawała na podłodze bez widocznych oznak wykazujących chęć zmiany położenia.
-Nie wybierasz się na zajęcia? - Zapytałem, gdy już skończyłem otrzepywać kurz ze swoich czarnych spodni.
- Chyba odpuszczę sobie na dzisiaj - Stwierdziła, rozkładając się jeszcze bardziej na podłodze - Widzimy się o siedemnastej?
- Jak chcesz. Do zobaczenia na dworcu głównym - Machnąłem ręką na pożegnanie, powoli oddalając się w stronę klas. Mimo słabej kondycji fizycznej nie miałem zamiaru odpuszczać sobie wykładów. Mogłoby to spowodować nie dopuszczenie mnie do kursu lotniczego, który był przecież moim głównym celem.
Układając głowę na ławce zacząłem rozmyślać o tym, czy powinienem był proponować jej wspólne wyjście. To chyba nic złego wychodzić z koleżanką z wydziału? Co z tego, że widzę ją na oczy pierwszy raz, pff. Nie wyglądała na przestraszoną więc to chyba ok?? 
Doszedłem do wniosku, że mam tendencję do zbierania stworzeń w potrzebie. Widocznie z wiekiem jedynie zmieniłem kierunek z psów na ludzi. "Czy to się leczy?"

<Maddie? Idziemy zabalować ;) >

Ilość słów: 398
Otrzymane punkty: 50 + 100 = 150

środa, 4 kwietnia 2018

Od Maddie CD Yongguka 'Insomnia'

Dzisiejsze wykłady mogłam porównać do pogody na zewnątrz: nic nie chciało się skończyć i dłużyło się niemiłosiernie. Nic nie miało barw, wszystko szare i smutne, a do tego dobijające psychicznie. Jestem pewna, że to deszcz tak na mnie zadziałał: zasnęłam w ostatniej ławce. Może gdyby pogoda była lepsza, ładniejsza, albo chociażby suchsza, z zapałem bym słuchała o galaktyce i gwiazdach, być może zgłaszając się, że kiedyś udało mi się znaleźć gwiazdozbiór wielkiej Niedźwiedzicy. Niestety w tamtej chwili pozostało mi tylko czekać...
Gdy koniec lekcji nadszedł, szybko wyszłam z klasy. Skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych, ale zaraz się zatrzymałam, przypominając sobie o ulewie. Miałam ochotę wyjść na świeżę powietrze i zaczerpnąć skądś weny do dalszego myślenia. Zawróciłam i usiadłam na wolnej ławce. Nagle obok mnie usiadła blondynka; dziewczyna z sąsiedniego domu i ślepo zauroczona w moim bracie.
- Marco jeszcze nie wrócił? - usłyszałam jej wysoki głos. Spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek. Nie cierpiałam jej. Kiedyś śniłam, jak ją okładam pięściami, nie pamiętam za co, ale po przebudzeniu nie czułem się winna, czy nie miałam wyrzutów sumienia, ale wręcz przeciwnie: żałowałam, że tak szybko się obudziłam. Nienawidziłam jej, bo chciała się związać z moim parszywym bratem. Nie musiałam szukać powodów w jej charakterze czy ubioru, żeby czuć do niej niechęć.
- Nie - odpowiedziałam krótko i spojrzałam na niewidzialny punkt przez sobą. Jeszcze tego by brakowało...
- Szkoda - blondynka, którą wszyscy nazywali Fredka, westchnęła żałośnie i tęsknie za swym ukochanym. - Jak ty sobie radzisz sama? Długo już go nie ma... - mimo, iż mówiła to do mnie, wiedziałam, że w rzeczywistości myślami jest daleko hen w kosmosie, w poszukiwaniu Marco.
- Jakoś żyje - odpowiedziałam krótko. Modliłam się teraz o dzwonek wzywający na kolejne lekcje, niestety przez dłuższa przerwę obiadową, wiedziałam, że nie mam na co liczyć. Dlaczego nie poszłam na stołówkę?
- Wiesz co myślę? Że nie długo wróci. Jest już na tyle długo po za planetą, że na pewno za parę dni wróci. A może czeka już na ciebie w domu, tylko ty o tym nie wiesz? - na tę myśl uśmiechnęła się szeroko i wstała. Nienawidziłam tego uśmiechu, nie wróżył nic dobrego. - Wiesz co? Przyjdę dzisiaj do ciebie po szkole i pomogę posprzątać dom, na powrót Marco. Jestem pewna, że będzie szczęśliwy, gdy dowie się, jak o ciebie dbam - Przez jeden dzień, dokończyłam w myślach. - Będę leciała. Przygotuj się, przyjdę o siedemnastej sąsiadko - tak jak to miałam w zwyczaju, dotknęła mojego nosa i z szerokim uśmiechem, kręcąc uwodzicielsko biodrami ruszyła w stronę schodów. Schowałam twarz w dłoniach, zastanawiając się nad ucieczką na ten dzień. I noc. Muszę gdzieś przenocować.
Zdezorientowana i bez żadnego planu, nie miałam ochoty iść na kolejne lekcje. Nie dam rady myśleć na nich, a ja muszę znaleźć jakieś spokojne miejsce i pomyśleć co robić. Nie przyjmę tej baby do swojego domu! Jeszcze mi pomaluje ściany na różowo, bo stwierdzi, że tak będzie bardziej kobieco. Ruszyłam w byle jaką stronę, aż nie natrafiłam na jakieś drzwi. Pierwszy raz je widziałam, dlatego bez oporu je otworzyłam. Prowadziły do klatki schodowej o piętro niżej. Było tam ciemno, dlatego od razu pomyślałam, że pewnie nikt się tam nie kręci. Weszłam do środka.
Usiadłam gdzieś w kącie i się skuliłam. Zaczęłam intensywnie myśleć, co zrobić. Gdybym powiedziała jej, że nie musi przychodzić, uznała by to za skromność. Gdybym powiedziała, że jej nie lubię i nie chcę, by przychodziła, albo uzna to za żart i się zaśmieje lub uda wielce obrażoną i przyjdzie do mnie tylko dla Marco. Po za tym jeśli mój brat na prawdę wróci i dowie się, co powiedziałam Fredce (jak to ona zawsze podkoloryzuje cały dialog i wyjdę na diabła) będzie źle ze mną. Ewentualnie wrócić mogę wieczorem, mówiąc, że zostałam po lekcjach czy coś, ale wtedy może przyjść wieczorem.
Nagle usłyszałam kroki. Podniosłam wzrok na osobę, która wyglądała na nie do końca ogarniającą, co się wokół dzieje. Był to wysoki chłopak o jasnych włosach (w tej ciemności trudno było dostrzec, jakiego koloru dokładnie były). Usiadł parę kroków przede mną i milczał, pogrążony we własnych myślach. Obserwowałam go ciekawa, kiedy zda sobie sprawę, że nie jest sam. Dopiero po chwili mnie dostrzegł, zgarnął kosmyki z czoła, lekko się uśmiechnął i oparł głowę o ścianę.
- To najlepsze miejsce w całej szkole, no nie?
- Jestem tu pierwszy raz, ale nie narzekam - odpowiedziałam unosząc głowę. - Akurat szukałam takiego cichego i pustego miejsca. W takich najlepiej się myśli. - dodałam. - Jak się nazywasz?
- Yongguk - skierował w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją, przedstawiając mu się.
- Na prawdę mnie nie zobaczyłeś, kiedy tu wchodziłeś? - pokręcił głową.
- Zamyśliłem się - skinęłam głową. Na chwilę oboje zamilkliśmy.
- Mogę ci zadać pytanie? - skinął twierdząco głową. - Co byś zrobił, gdybyś nie chciał przyjąć do domu strasznie natrętnej osoby? - zapytałam. Miałam nadzieję, że on mi podsunie jakiś ciekawy pomysł. Nie chciałam mu w prost tłumaczyć sytuacji, to mój problem.

<Yongguk? Trochę nudne...>

Ilość słów: 827
Otrzymane punkty: 50 + 205 = 255

wtorek, 3 kwietnia 2018

Maddie Carsen

Strach tnie głębiej niż miecze


poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Podsumowanie #5 #6

Chanyeol | 390 + 155 = 545
Fyodor | 1 060 + 270 =  1 330
Kirā | 575 + 155 = 730
Rei | 1 400 + 230 = 1 630
Yongguk | 1 090 + 170 + 310 = 1 570
Yui | 1 730 + 155 + 190 = 2 075
Każdy otrzymuje kieszonkowe w postaci 500oxynów.

Żółty - Punkty zebrane do ostatniego podsumowania
Czerwony - Zbliżający się termin
♦♦♦

Jako, że nie zostało napisane poprzednie podsumowanie #5 (zapomniało mi się ^^') zostanie ono włączone do #6. Więc, od #4 zostały wstawione 8 opowiadań. Nie dużo, ale też nie mało. Yui wciąż utrzymuje się na pierwszym miejscu z punktami, lecz zauważyłam, że pozostali również wzięli się do roboty i powoli ją doganiają :) Nad zakładkami nie miałam za bardzo czasu pracować, ale do końca mojej przerwy świątecznej (16.02) obiecuję, że wszystkie zakończę. Ah, no racja. Jako, że mam już dostęp do internetu można ponownie wysyłać opowiadania/ formularze do mnie, Cat Soup. Zachęcam do zapraszania nowych osób ^^
Przychodzę do was również z pytaniem, czy chcielibyście aby został zorganizowany konkurs/ event? Możecie zagłosować na ten temat w kolumnie obok, a także jeżeli macie jakieś konkretne pomysły nie bójcie się mi ich przedstawić (nie żebym ich nie miała :'D). 
Tak przy okazji pragnę ogłosić iż blog działa już miesiąc! Hurray ^^
No to wesołego śmigusa dyngusa kochani!

niedziela, 1 kwietnia 2018

Od Yongguka CD Fyodora 'Pierwszy krok'

Nie spodziewałem się, że film aż tak mnie wciągnie. Oparty plecami o ścianę zbliżałem się coraz bardziej do monitora, nie chcąc stracić żadnego ze szczegółów produkcji. Dopiero gdy rozpoczęły się napisy końcowe zwróciłem się w stronę Fyodora, by zapytać go o zdanie na temat głównego wątku.
Ku mojemu zdziwieniu chłopak leżał wygięty w łuk, co nie wyglądało na najzdrowszą pozycję do snu. To było do przewidzenia, zważając na fakt że nie słyszałem jego cichych "och" i "ach" w trakcie filmu. Zamknąłem urządzenie, przez co w pokoju zrobiło się dość ciemno.
Ułożyłem się na boku, wsłuchując się w szum wyłączającego się laptopa. Powietrze w pokoju było ciepłe i duszące, co jedynie komponowało się z moim stanem emocjonalnym.
Przez krótką chwilę rozważałem opcję zrzucenia Fyodora z łóżka i obudzenia go, spojrzałem jednak na spokojny wyraz jego twarzy, gdy pogrążony był w głębokim śnie. Nie miałbym serca tak go skrzywdzić. Westchnąłem ciężko, przypatrując mu się uważniej. Spostrzegłem, że zasnął na kablu od laptopa, który wbijał się w jego zaróżowiony policzek zostawiając ślad. Uniosłem więc delikatnie jego twarz by pozbyć się przewodu -Oddałem ci kanapę,a ty rozkładasz się na łóżku -Zaśmiałem się cicho, próbując przejść nad nim bez niepotrzebnego hałasu. Gdy już stanąłem stabilnie na ziemi naciągnąłem na blondyna koc - Cóż, to nie tak że będę spał albo coś - Mruknąłem pod nosem opuszczając po cichu pokój po czym przymknąłem drzwi. Nagle w mieszkaniu rozległ się odgłos mojego telefonu. Spanikowany odebrałem go natychmiast, szybkim krokiem udając się do kuchni.
- Obiecałeś zadzwonić wieczorem, młody człowieku. Wiesz która jest godzina? Ta dzisiejsza młodzież, tylko by się szlajali po nocach -W słuchawce odezwała się moja mama, rozgadana jak zawsze.
- Wiem, przepraszam - Odparłem ściszonym głosem, jedną ręką podsuwając sobie stołek by przycupnąć. Moja rodzicielka zawsze miała najwięcej do powiedzenia, zatem wolałem przygotować wygodne miejsce - Miałem dzisiaj dużo na głowie.
- I jak mieszkanie? Uczelnia jest w porządku? Jedz porządnie, wiem że nie umiesz gotować ale chociaż się postaraj. A masz już jakiś znajomych?
- Tak...tak. Wszystko jest dobrze, poznałem jednego kolegę, jest porządnym (i bardzo uroczym) gościem więc możesz być spokojna. Wcale nie tak ,że wdałem się w bójkę, uciekłem z lekcji i przyjąłem do domu prawie obcego gościa.
- No, ja mam nadzieję, że jest porządny - Fuknęła moja rodzicielka, prawdopodobnie bawiąc się oprawkami okularów jak to miała w zwyczaju - Baw się, skoro już jesteś z daleka od starej matki - Delikatnie zaśmiała się tak, że prawie poczułem ciepło jej oddechu- Tylko w domu jest trochę za cicho bez twoich gitarowych koncertów.
- Kup sobie psa. Będzie równie głośny jak ja i będziesz mogła go karmić - Nabijałem się z niej po cichu, nie chcąc obudzić Fyodora śpiącego za ścianą.
- Po moim trupie. Tyle tych pchlarzy już naniosłeś do domu przez te lata, tfu - Zaśmiała się charakterystycznie i głośno, więc pewnie słyszeli ją wszyscy sąsiedzi. W głębi duszy wiedziałem, że zasłużyłem sobie na nadopiekuńczość matki swoim zachowaniem. Zamiast być dla niej wsparciem przestałem wracać wieczorem do domu, a gdy już to robiłem najczęściej przynosiłem też zdarte dłonie i obitą twarz - No, skoro jest dobrze to mogę już spać spokojnie. Dobranoc Gookie.
- Dobranoc - Odłożyłem telefon na parapet, wpatrując się we wzór kafelek ułożonych na kuchennej podłodze. Kogo ja okłamuję? Z której strony naprawdę jestem taki dobry? Podniosłem się ze stołka jednocześnie rozmasowując obolały kark.
Skierowałem się do salonu, gdzie nie kwapiąc się rozkładaniem kanapy położyłem się na niej. Znużonym wzrokiem wpatrywałem się w panoramę miasta widocznego przez mój balkon, co jakiś czas mieszkanie rozświetlały światła przejeżdżających samochodów. Moje policzki piekły niemiłosiernie od nadmiaru uśmiechów. Nie pamiętałem, bym kiedykolwiek w życiu szczerzył się przez cały boży dzień.

Gdy otworzyłem oczy było jeszcze szarawo, a jedynym słyszalnym odgłosem była pracująca zmywarka sąsiadki z piętra niżej. Sięgnąłem po telefon z przekonaniem, że znowu bez powodu wstaję w środku nocy. Ku mojemu zdziwieniu było już chwilę po piątej, co oznaczało że przespałem całą noc jak normalny człowiek. Dźwignąłem się do pozycji siedzącej, nadal cierpiąc przez bolesne pamiątki wczorajszej bójki. Udałem się do łazienki, gdzie lustro ukazało mi obraz nędzy i rozpaczy jakim była moja poranna prezencja. Zagniecenia bluzy odbite na policzkach oraz włosy jak po porażeniu piorunem, postanowiłem zatem doprowadzić się do porządku zanim Fyodor by się obudził i zaczął kierować różne synonimy w stronę mojej fryzury.
Dopiero gdy zrzuciłem z siebie ubrania uświadomiłem sobie jak wielu siniaków i rozcięć się nabawiłem. Podsumowując oględziny - nie wyglądałem zachęcająco.

Po szybkim prysznicu udałem się do kuchni, gdzie zacząłem kontemplować nad pustą lodówką. Nie zdążyłem jeszcze zrobić zakupów od przyjazdu, zatem pozostało mi tylko to, co przywiozłem ze sobą. Doszedłem do wniosku, że biorąc pod uwagę mój brak umiejętności i ograniczone środki zrobię jajecznicę. Brzmi prosto, nie? Wyjąłem cztery jajka z lodówki, niestety jedno wyślizgnęło się i roztrzaskało o podłogę. I po co ci to było? Warknąłem pod nosem odkładając resztę jajek na blat, czekało mnie jeszcze poranne mycie podłogi. Gdy już uporałem się ze sprzątaniem powróciłem do gotowania, tym razem bardziej ostrożnie. Zagotowałem wodę, nie będąc pewnym czy Fyodor będzie preferował kawę tak jak ja, czy jednak pozostanie przy herbacie.
Nagle poczułem ukłucie w bok, przez co zdziwiony odwróciłem się w tamtą stronę. Obok mnie stał jeszcze zaspany blondyn. Poruszał się zadziwiająco cicho, biorąc pod uwagę to, że mnie było słychać z daleka. - Czy na śniadanie też jest herbata? - Chłopak zaśmiał się niewyraźnie. Miałem wrażenie że jeszcze nie do końca przyjął do wiadomości moją obecność w pokoju. Gestem wskazałem na puste kubki, mając nadzieję że domyśli się moich intencji. Jednak Fyodor stał w tej samej pozycji, marszcząc oczy od nadmiaru światła. Dyskretnie odwróciłem się tak, by poranne słońce przestało go razić. Nagle oczy blondyna otworzyły się szerzej i poderwał głowę do góry, by uzyskać moją atencję.
- Przepraszam,że tak odpadłem od razu wczoraj, aż mi głupio - Chłopak uśmiechnął się przepraszająco, jakby naprawdę zrobił coś złego. Pokręciłem głową z dezaprobatą, bo sytuacja naprawdę była dla mnie głupia.
- Nie masz za co przepraszać - Odparłem, wyłączając gotującą się wodę. Odrywając się na chwilę od przygotowywania posiłku zmierzyłem chłopaka wzrokiem.
- Masz zamiar iść do szkoły w tych samych ciuchach, w których spałeś? - Wypaliłem, nie zastanawiając się zbytnio nad skutkami.
- A mam inne wyjście? - Zripostował blondyn, nerwowo stukając palcami o kuchenny blat.
Przygryzłem nerwowo wargę, orientując się jak źle mogło to zabrzmieć.
- Masz - Stwierdziłem, próbując zachować się jakby wcale nie było mi wstyd za własne słowa - Możesz  przecież wybrać sobie coś z moich rzeczy.

<Fyodor?>
Ilość słów: 1039
Ilość punktów: 50 + 260 = 310

sobota, 31 marca 2018

Od Rei'a CD Yui 'Nowa twarz'

Byliśmy w dość nieciekawej sytuacji... Obie drogi ucieczki były zastawione przeszkodami. Spojrzałem na szpetnego dryblasa. W sumie, to nie był taki napakowany, coś tam na kształt mięśni miał, ale nie były one zbyt imponujące, a tym bardziej przerażające. W prawej dłoni miał kawałek drewna, najpewniej nogę od krzesła lub stołu, którą siłą wyrwał; wygląda na to, że ciemność podziałała na naszą korzyść, bo najwidoczniej nie mógł zlokalizować swojej broni, która wraz z ówczesnym upadkiem, tuż przed roztłuczeniem butelki o jego głowę, powędrowała gdzieś wgłąb knajpki. Zapewne nadal leży wśród szkła i poprzewracanych stołów. Martwiłem się Yui jak i również o cywili, którzy byli ukryci pod stolikami, modląc się o zbawianie. Yui powinna dać radę, jednak zwykły człowiek nie posiadający wiedzy wojskowej może mieć bardzo ciężko w takiej sytuacji. Chciałem jak najszybciej załatwić kolesia przede mną, by móc pomóc Yui i pozostałym, lecz to nie było takie proste. Ja i moje gołe pięści kontra szpetna morda z drewnianą nogą w dłoni. Nie tylko to stawiało mnie w nieciekawej sytuacji, zaplecze nie posiadało wystarczająco dużo miejsca na walkę czworga ludzi. Trzeba będzie wypchnąć mordkę do wnętrza knajpki, aby dziewczyna miała miejsce. Moje oczy cały czas były skupione na przeciwniku, natomiast myśli krążyły mi po głowie przez całe kilka sekund. Chwila, a czy tak zwykle nie jest przed śmiercią? Nie, nie, pomyliłem warunki, uf. Chłopie nie myśl o czymś takim, tylko pogorszysz sytuację.
Zacisnąłem pięści i w tym samym momencie co dryblas wykonał zamach nogą wyprowadziłem cios w brzuch. Ledwo udało mi się uniknąć jego śmiertelnej zagrywki, lecz i on miał dzisiaj szczęście. Osunął się lekko i zamachnął się ponownie. Schyliłem się. Jego ręka wciąż była w locie, w tym samym ruchu. Widziałem to jakby w zwolnionym tempie. To była moja szansa. Zmarszczyłem brwi i objąłem jego brzuch popychając go do tyłu. Mocny uścisk wprawił dryblasa w dyskomfort i mimowolnie wycofywał się. Po kilku krokach potknąłem się, sprawiając, że przewróciliśmy się. Musiałem walnąć w coś metalowego, bo stopa bolała niemiłosiernie. Podnosząc się do wpół przysiadu z niemałym problemem poczułem czyjeś dłonie na ramieniach. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale byłem pewny, że to Yui. Chciałem zapytać czy wszystko gra, jednak zanim w ogóle zdążyłem otworzyć usta odczułem silny ból na czole, który szybko rozszedł się po całej głowie. Piekące rwanie, tak, to dość trafny opis. Momentalnie usiadłem, jedną ręką złapałem się za czoło, a drugą podtrzymałem się. Jęknąłem parę razy z bólu, przez zaciśnięte powieki nie wiedziałem co się dzieje. Usłyszałem dwa strzały, a potem cisza. Otworzyłem lekko oczy, lecz nikogo nie zobaczyłem. Jakby ciemność pochłonęła tego kolesia. Tak jednak nie mogło być. Musiał być gdzieś w pobliżu. Moje uszy zdołały wyłapać niezrozumiałe mruknięcie, natomiast ciało zareagowało natychmiastowo. W niebezpiecznej sytuacji adrenalina skakała po całym moim ciele jak na trampolinie. Natychmiast zerwałem się z miejsca i pokuśtykają odsunąłem się. Przez otrzymanie ciosu w głowę nie potrafiłem dobrze złapać równowagi, ale w jakiś sposób udało mi się stabilnie stanąć. Wciąż trzymając się za czoło i manewrując dłońmi w celu utrzymaniu balansu, zmrużyłem oczy, aby mózg znów przyzwyczaił się do mroku. Ujrzałem mężczyznę. Ah, no racja. Walczę. A co z Yui, dała radę? Mój ciężki oddech nie pozwalał mi się uspokoić. Muszę to zakończyć, teraz albo nigdy. Ponownie zacisnąłem pięści i chwiejąc się pobiegłem w stronę przeciwnika. Ten już przygotował swoją pozycję. Wyglądał przez chwilę jak pałkarz przygotowujący się na przyjęcie prostej piłki, ale i również przypominał mrocznego kosiarza, który tylko czekał aż podejdę, aby odrąbać mi głowę. Jednak strach nie zapanował nade mną, nie mogłem na to pozwolić. Musiałem jeszcze sprawdzić czy Yui ma się dobrze i pomóc jej gdy zajdzie potrzeba. Jeszcze ci ludzie, którzy gdzieś tutaj są i trzęsą się ze strachu. Rodzina... Za wcześnie abym umierał, nie dziś, nie jutro, ani nawet za kilka lat.
Zatrzymałem się na krótko przed uderzeniem szpetnej mordy, a ten odruchowo zamachnął się. Poczęstowałem go swoją prawą pięścią, a potem lewym sierpowym. Syknąłem cicho z bólu. Kawałek szkła, którym wcześniej zostałem trafiony najwyraźniej wbił się głębiej. To nie był koniec. Napastnik wykonał swój ostatni chybiony zamach drewnianą nogą, po czym ja podarowałem mu kolejny cios w twarz. Padł na ziemię z zakrwawioną twarzą. Odetchnąłem. Pomimo swoich umiejętności, miałem z nim niemały problem. Potrzebuję ostrego treningu, jak za dawnych czasów. Rozejrzałem się w celu zlokalizowania wejścia do zaplecza. Po chwili udało mi się je zlokalizować, więc pobiegłem w jego stronę.

<Yui?>

Ilość słów: 722
Otrzymane punkty: 50 + 180 = 230

czwartek, 29 marca 2018

Od Fyodora CD Yongguka 'Pierwszy krok'

Nie potrafię powstrzymać uśmiechu wpełzającego na moje usta. Jeżeli mnie zaprasza, to znaczy, że mnie lubi, prawda? Toleruje w najgorszym przypadku. Mimo, że poznaliśmy się kilka godzin temu, mam wrażenie, że znam Yongguka od dłuższego czasu i czuję się niewiarygodnie pewnie, kiedy przytakuję. W końcu, co złego może z tego wyniknąć?
- Jeżeli nie obudzisz się jutro, to twoja wina, że mi zaufałeś – chichoczę, wskakując na łóżko. Siadam po turecku obok Yongguka. Gitara wciąż leży obok, więc wciągam ją na swoje kolana i pstrykam w nią palcami, by po chwili dowiedzieć się, że pstrykanie w drewniane pudło mimo wszystko
bardzo  b o l i.
Kiedy mój palec przestaje boleśnie pulsować jeszcze raz klepię w instrument, tym razem lżej.
- Zawsze chciałem umieć grać na jakimś instrumencie. Moja matka potrafiła grać na wiolonczeli, ale przerwała kiedy – dopiero, kiedy napotykam pytający wzrok Yongguka orientuję się, że przerwałem sobie w połowie zdania. Przełykam ślinę, ciągnąc jedną ze strun gitary, na co ona odpowiedziała nieczystym brzęknięciem – Kiedy tata od nas odszedł.
Czuję się, jakbym znów był na terapii i czuję, jak się krzywię. Czemu znowu zacząłem mówić?
Kręcę głową, wymuszając uśmiech. Wtedy przypomina mi się sterta obok nas i piosenka-bez-słów, którą przed chwilą zagrał Yongguk. Wskazuję palcem na kartki i widzę, jak chłopak obok mnie przełyka ślinę, kierując wzrok za moją dłonią.
- Co to za język? Może to zabrzmi głupio, ale nigdy go nie widziałem.
- Koreański – Yongguk uśmiecha się i boże, ile człowiek może posiadać różnych uśmiechów? To nie jest możliwe.
- Och – odwzajemniam uśmiech, zwracając wzrok na chłopaka. Przez chwilę słychać jedynie brzdęki gitary, z której próbuję wydobyć jakiekolwiek przyzwoite dźwięki. Po jakimś czasie Yongguk bierze sprawy w swoje ręce, zabierając instrument z moim kolan i przysuwając się w moją stronę.
- Patrz – wskazuje na gryf, gdzie układa palce. Drugą dłonią uderza w struny, z gitary wydobywa się dźwięczny akord i już jestem zazdrosny. Po wybrzmieniu dźwięków przekłada palce, znowu uderza struny i znowu dźwięczy kolejny, ładny akord. Robi tak jeszcze dwa razy, po czym wsuwa gitarę w moje ręce. – Teraz ty.
Nie ważne, jak bardzo chcę, nie potrafię powtórzyć ruchów Yongguka i każdy dźwięk jest odrobinę obok, ale i tak jestem z siebie dumny. Jasnowłosy próbuje mi pomóc i ustawia moje palce w taki sposób, jak ułożone były jego, kiedy grał ale i tak akord nie brzmi identycznie, jak poprzedni. Chwilę jeszcze ćwiczę układ palców i uderzanie w struny, po czym odkładam gitarę na bok.
- Jeżeli będziesz formował zespół, to wiesz, kogo wziąć na gitarzystę – mrugam, śmiejąc się.
Dopijamy herbatę w spokojnej, rozluźnionej atmosferze, co jakiś czas coś mówiąc, akcentując słowa śmiechem i uśmiechami zza kubków.

- Co teraz? – pytam się głupio pustego pokoju, gdy Yongguk znika, by odnieść puste kubki do kuchni. Musiał mnie usłyszeć, bo kiedy wchodzi do pokoju podnosi brwi.
- Nie wiem? – sam nie jestem pewien, czy to było pytanie ale tak czy siak wzruszam ramionami na odpowiedź. Rozglądam się po pokoju, szukając jakiegokolwiek pomysłu, kiedy zauważam swoją torbę w rogu. Zeskakuję z łóżka i ciągnę za sobą torbę z powrotem na materac, na którym już siedzi Yongguk z dezorientacją wymalowaną na twarzy. Wyciągam z jednej z kieszeni smukłego laptopa, stawiając go na łóżku.
- Możemy obejrzeć jakiś film. Mam kilka ściągniętych, musiałem się czymś zająć przez cztery godziny w pociągu, gdy tu jechałem – naciskam guzik i półprzezroczysty ekran rozświetla się na tle brązowej narzuty. Kątem oka obserwuję Yongguka i jego reakcję, ale nie wygląda, jakby był przeciwny temu pomysłowi, więc naciskam jedną z ikonek i na pulpit wyskakuje folder z kilkoma plikami.
- Ty wybieraj.

Coś gorącego uderzającego w moją twarz zmusza mnie do otworzenia oczu. Przecieram powieki, rozciągając się. Przez nieodsłonięte okno przeciska się pas słońca, który to mnie obudził. Oprócz niego nie ma innego źródła światła w pokoju i jest dość ciemno, mimo tego próbuję odnaleźć się w otoczeniu. Pościelone łóżko przykryte kocem, kartonowe pudła w rogu, gitara przy ścianie-
Podrywam się na równe nogi orientując się, gdzie jestem.
Wyciągam ze swojej torby telefon, na którym miga godzina siódma i kilka powiadomień. Musiałem zasnąć, kiedy oglądaliśmy film.
Wychodzę niepewnie z sypialni, rozglądając się wokół. Czuję się przez chwilę jak agent, który nie chce zostać zauważony i przypominają mi się dziecięce zabawy z młodszym rodzeństwem.
Zastaję Yongguka w kuchni, krzątającego się po pokoju. Podchodzę do niego powoli, stukając go w bok, by zwrócić jego uwagę. Odwraca się w moją stronę, najpierw lekko zaskoczony, by potem jego rysy twarzy złagodniały.
- Czy na śniadanie też jest herbata? – uśmiecham się szeroko, opierając się o blat. Yongguk odpowiada mi melodyjnym śmiechem i wskazuje na kubki stojące obok i zaczynam się zastanawiać, czy to kolejne herbaty czy może te same z wczoraj. Nagle przypomina mi się, że praktycznie po kilkunastu minutach filmu zasnąłem, zostawiając Yoona samego z praktycznie obcą, nieprzytomną osobą w jego mieszkaniu. Odchrząkuję, przez do jasnowłosy odwraca się w moją stronę, podnosząc brwi. – Przepraszam, że tak odpadłem od razu wczoraj, aż mi głupio. – śmieję się niepewnie, drapiąc nerwowo kark.

 <Yongguk?>
Ilość słów: 838
Ilość punktów: 50 + 220 = 270

niedziela, 25 marca 2018

Od Yui CD Chanyeola 'Dotyk barw'

Znacznie się uspokoiłam, gdy zobaczyłam że Chan oblega już jedną z ławek. Jednak tym co szybko zniosło to uczucie, było widniejący w jego oczach narastający strach. Wnioskując po twarzach innych, pod tym względem się nie wyróżniał. Moją uwagę przykuł owad, który nagle zacząć poruszać się w jednym kierunku. Wiodłam za nim wzrokiem, aż spostrzegłam się że znajduje się tuż pod ławką Chana. Gdy zaczął powoli wchodzić na ławkę, chłopak instynktownie przebiegł przez połowę sali, nieświadomie trafiając obok mnie. Zaczął okupować moje krzesło, przy czym położył swoją rękę na mojej. Od razu się spięłam, wiedząc jaka reakcja może mnie zaraz czekać. Już otwierałam usta by poinformować chłopaka o zaszłej sytuacji, lecz był szybszy. Ku mojemu zdziwieniu nie zareagował jakoś bardzo nerwowo. Jedynym jego posunięciem, było zabranie ręki. Dodatkowo na jego twarzy zawidniało lekkie zmieszanie.
- Yui, jak myślisz długo będziemy tak siedzieć na tych ławkach i krzesłach? - Zadał mi niespodziewane pytanie. No tak, dobre pytanie. Sama chciałabym znać na nie odpowiedź. Wyraźnie było widać jak Chan uważnie śledzi zwierzęta. Nie miałam pojęcia czy się ich bał, czy to najzwyczajniejsza ostrożność mu się włączyła.
- Znając świetną organizację naszej szkoły, to może to potrwać do końca lekcji. - Westchnęłam cicho. Z opowieści słyszałam, że koty są świetnymi drapieżnikami i od razu wyobraziłam je sobie, jak pozbywają się owadów, jednego po drugim.
- Szkoda że nie mamy kotów. - Mruknęłam niezadowolona po dłuższej ciszy, która zaistniała między nami. Chłopak posłał mi pytający wzrok, na co odpowiedziałam wzruszeniem ramion. No tak, brawo Yui. Świetnie myślisz, nawet w takich momentach. Nagle z radiowęzła rozległ się komunikat. Lekcje obejmujące cały dzisiejszy dzień, zostały odwołane. Mimo wszystko, wywołało to u mnie lekki uśmiech. Czy to ze względu tych małych stworzeń? Ktoś na sali rzucił nawet, czemu nie możemy po prostu ich zabić, lecz spotkał się z poirytowanym wzrokiem nauczyciela. Skwitował to tylko słowami, że takie myślenie to przejdzie tylko na wojnie.
- Hej, Chan, myślisz że to wszystko przez pająki? - Nachyliłam się nad chłopakiem, cicho zadając mu pytanie. Tym razem to on lekko wzruszył ramionami. Niespodziewanie do sali wtargnęła grupka ludzi, ubranych w kaftany. Wszyscy mieli ze sobą pojemniki, co wyglądało przekomicznie. Jeszcze śmieszniej zrobiło się, jak zaczęli z nimi latać w celu złapania tych małych potworów. Gdy ostatni owad trafił do pudełka, atmosfera momentalnie się zmieniła. Wcześniej było czuć pewnego rodzaju spięcie, które teraz powoli się ulatniało. Wszyscy zaczęli zajmować swój miejsca. Tak samo było z Chanem, który do tej pory siedział przyczepiony do mojego krzesła. Nauczyciel nakazał zostać nam w klasie jeszcze chwilę, po czym sam opuścił pomieszczenie. Niespodziewanie pojawił się zupełnie innym wejściem. Poinformował nas że w szkole zarejestrowano obecność zupełnie nieznanego gazu, przez co jesteśmy zmuszeni opuścić klasy, jednak ze szkoły wyjść nie możemy, żeby nie doprowadzić do zmieszania substancji z otoczeniem. Podeszłam do wcześniej towarzyszącego mi chłopaka, podzielając jego uczucia, które wyrażał swoim spojrzeniem. 
- Ciekawe gdzie nas teraz zabiorą. Skoro tak bardzo nie chcą wymieszać go ze środowiskiem, to znaczy że się go obawiają. Więc czy nie wydaje się dziwne, że nie boją się zostawić nas w tym potencjalnie niebezpiecznym miejscu? - Zwróciłam się do chłopaka, który lekko zbladł.
- Może mają jakieś specjalne filtrowane miejsce. Mimo wszystko to szkoła wojskowa, myślę że trochę nas testują. - Odpowiedział cicho. Miałam szczerą nadzieję że tak właśnie było. 
- Potrzebujesz więc może towarzystwa na jakiś czas? - Uśmiechnęłam się lekko.

<Chan?>

Ilość słów: 559
Ilość punktów: 50 + 140 = 190

piątek, 23 marca 2018

Od Yongguka CD Fyodora 'Pierwszy krok'

Oderwałem usta od ciepłego kubka, by złapać kontakt wzrokowy z Fyodorem - Piszę - Stwierdziłem, odkładając naczynie na posadzkę. Ogarnąłem wzrokiem plik kartek rozścielonych przed nogami blondyna. Nagle natrafiłem na jeden z poematów, który nie powinien ujrzeć światła dziennego.
Był to ten z kategorii komplementów na temat czyjegoś nagiego ciała i choć byłem dorosłym facetem  to myśl o tym, że Fyodor mógłby zażądać przetłumaczenia mu tego właśnie konkretnego dzieła wydawała się bardzo nieprzyjemna. Zmarszczyłem nos próbując wymyślić coś, co odwiodłoby go od tematu poezji.
- Piszę też piosenki - Wypaliłem, podrywając gwałtownie się na równe nogi- Lubisz śpiewać? - Wymamrotałem, próbując wygrzebać swoją gitarę zza szafy. W końcu wyjąłem ją, następnie unosząc instrument do góry w triumfalnym geście rozsiadłem się na łóżku. Ostrożnie szarpiąc struny zacząłem wygrywać stary jak świat kawałek, który napisałem jeszcze za czasów licealnych.
Słodki dźwięk gitary wypełnił szczelnie pokój, dzięki czemu pomieszczenie wydało się trochę mniej surowe. Na chwilę zapomniałem o trudach całego dnia, o rozciętej wardze i pozdzieranych dłoniach.
Przeniosłem się do drugiej klasy liceum, gdy siedząc i wsłuchując się w odgłosy lipcowego wieczora na prowincji wpadłem na trop swojej pierwszej melodii.
Uniosłem wzrok znad instrumentu, by przyjrzeć się reakcji mojego słuchacza. Fyodor siedział bokiem, z głową zabawnie opartą o materac zaraz obok mojej nogi. Jego twarz wyglądała na ukojoną, jego lekko przymrużone powieki drgały delikatnie. Nawet nie zauważyłem, że wpatrując się w jego sylwetkę przestałem grać. Wyglądało na to, że zabrał zbyt dużo mojej uwagi i nie starczyło jej już na gitarę. Wtem blondyn otworzył oczy, po czym unosząc pytająco jedną brew odezwał się -Nie ma tekstu -Wydedukował, widocznie zdziwiony.
- Mhm, to same brzmienia. Fajne w niej jest to, że nikomu nic nie narzuca i można ją interpretować na różne sposoby - Odłożyłem gitarę za siebie, tym samym kończąc swój maleńki koncert.
- Szczerze, to spodziewałem się po tobie zupełnie innego rodzaju muzyki. A to jest takie...delikatne - Blondyn zaśmiał się, rozkładając ręce na pościeli - Myślałem, że zapodasz mi jakiś singiel z dużą ilością przekleństw.
- Dobrałem piosenkę do twojego poziomu wtajemniczenia - Uśmiechnąłem się zgryźliwie, nie mogąc jednak powstrzymać śmiechu - Wiesz, to jak w związku. Im dłużej z kimś jesteś tym dziwniej się robi.
- Sugerujesz, że im dłużej będziemy się znać, tym dziwniejsze piosenki będziesz przede mną odkrywać? Nie wiem, czy chcę się w to pchać - Blondyn prychnął śmiechem, uderzając mnie figlarnie pięścią w kolano.
- Cóż, nie nalegam - Zachichotałem, rozkładając się monotonnie na posłaniu - Mówiłeś, że twoje mieszkanie jest chwilowo w słabym stanie, nie? - Blondyn kiwnął głową w geście potwierdzenia - Moja kanapa jest wolna, gdyby jednak życie jaskiniowca ci się znudziło.
Fyodor zmierzył mnie badawczym wzrokiem, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem - To normalne, że przygarniasz do domu nowo poznanych ludzi? - Zapytał, bawiąc się skrawkiem brązowego koca zarzuconego niedbale na łóżko.
- Biorąc pod uwagę to, że to mój pierwszy dzień posiadania mieszkania to chyba tak? - Wzruszyłem ramionami, odwracając się w jego stronę - Poza tym nie wydajesz się groźny, więc jestem w stanie zaryzykować.

<Fyodor? Wybacz, że takie ubogie ;-; >
Ilość słów: 473
Ilość punktów: 50 + 120 = 170

czwartek, 22 marca 2018

Od Kirȳ CD Rei'a 'Cień wiatru'

Nie zdążyłam nawet się rozsiąść, a już powiało kolejnym dreszczem emocji. Miałam go dzisiaj już wystarczająco, więc nie kusił mnie tak mocno, jak pewnie działałby na mój instynkt rano. Nie to jednak napędzało mnie do działania, nie chęć akcji oraz wykazania się przed innymi.
Poczucie winy.
W końcu statek uczniowski przyjechał tu po to, by mnie zabrać. Nie wiedząc o zagrożeniu, altruistycznie tutaj przybył, narażając uczniów na niebezpieczeństwo. Jeśli komuś, kto poszedłby tam, stałaby się jakakolwiek krzywda, miałabym ich na sumieniu. Słowa zostały rzucone, kadeci się zgłaszali i każdy był chętny do afiszowania się. Jednak nie na mojej warcie.
- Ja – Rzuciłam krótko. Jedną osobę mniej, która dręczyłaby moje sumienie.
Wyprostowałam się, po czym strzepałam z moich spodni niewidoczny kurz. Moja siła przebicia w tym przypadku była niepodważalna. Z nich wszystkich najlepiej znałam statek i jeśli ktoś miałby lepiej poprowadzić pod względem poruszania się na obiekcie, byłam to ja. Piwnooki mógł sobie przejąć pałeczkę w każdym momencie, nie zależało mi w tamtej chwili na tym aspekcie.
Nim byłam już przy czarnowłosym, witając się symbolicznie kiwnięciem głowy, obok niego stało już trzech innych kadetów gotowych do poświęceń. Bez zbędnych wstępów, zaprowadziłam ich w stronę niewielkiej zbrojowni, wymijając zwinnie wir rozproszonych po całym statku, zdezorientowanych pasażerów.
- Żaden z cywili nie może ucierpieć – Rzekł chłopak, podążając za moim śladem wzdłuż schodów.
Po zejściu do kajuty, ukazało się biuro pierwszego oficera, który był fanem „survivalu” i kochał mieć wszystko na wszelki wypadek. W tym przypadku dobrze się sprawdził jego pomysł.
- Blondyn – krzyknęłam, rzucając w stronę jasnowłosego rewolwer – Idź na górę i powiedz ludziom, by kierowali się do sektora B. Jeżeli nie będą Cię słuchać, wystrzel w powietrze, a gwarantuje, że w mig będą jak posłuszne psy. Jest to konieczne, bo gdy tam będą, szansa na triumf wzrośnie.
Mężczyzna skinął głową, po czym wybiegł na pokład. Mój wzrok przykuła damsko-męska para, u której wręcz emanowało chęcią do działania.
- Wy we dwoje idźcie w stronę burty i rozkażcie odpłynąć szkolnemu statkowi, jest on narażony na zbyt duże niebezpieczeństwo. Następnie pomóżcie w ogarnianiu cywili, a jeśli zobaczycie zamachowców, strzelajcie bez zawahania. – Poleciłam, podając im trzy kamizelki kuloodporne i wyposażenie. – Jedna dla blondasa, za szybko wyparował.
Dwójka, podobnie jak poprzedni, bezzwłocznie ruszyła na wykonanie zadania.
- Czyli my zajmujemy się tymi kolesiami? – Spytał czarnowłosy chłopak, który doprowadził do zwerbowania kadetów w jedną drużynę.
- Na to wygląda. – Uniosłam kącik ust do góry, a pokazawszy na linii mojej głowy rewolwer, przeładowałam go. – Pora się zabawić.

<Rei?>
Ilość słów: 418
Ilość punktów: 50 + 105 = 155

środa, 21 marca 2018

Od Chanyeola CD Yui 'Dotyk barw'

Dzwonek na lekcje. Historia. Lekcja jak lekcja - można było się wiele dowiedzieć. Z czego niektóre rzeczy były naprawdę dość... intrygujące. Podparłem dłonią podbródek i obserwowałem klasę, słuchając jednak uważnie nauczyciela. Docierałem wzrokiem do Yui, kiedy usłyszałem głośny huk a następnie serię pisków. Spojrzałem w stronę hałasu, a widząc trzy pająki na podłodze (i rozbite szkło) to chyba źrenice mi się rozszerzyły. Pamiętałem jakie to były - a przynajmniej miałem taką nadzieję. Rozejrzałem się. Wszyscy weszli na ławki i krzesła. Przełknąłem ślinę. Gdyby miały skrzydła, zacząłbym krzyczeć i kwiczeć jeszcze głośniej niż tamte osoby.
- Pod żadnym pozorem nie schodźcie z bezpiecznych ławek. Pająki są mocno jadowite, więc odradzam konfrontacji z nimi. - Dzięki za pocieszenie, panie nauczycielu- Jeszcze raz na nie spojrzałem i zdałem sobie sprawę, że mimo tego że nie były ogromne - to sprawiały okropne wrażenie. No, i to że się bałem. Tylko, kurde, czego?
- To obecnie bardzo rzadki gatunek, który został cudem ocalony. Pochodzi z Ziemi, dlatego trzymam je w takim miejscu. Pech chciał, że moja niezdarność przewlokła je prosto na podłogę. Gdy zaczną się wspinać komuś na ławkę, radzę nie atakować - są bardzo szybkie. Wtedy zostaje wam uciekać do kogoś innego. - Przewróciłem oczami. Sam wręcz sika pewnie w gacie a próbuje uspokoić uczniów. I coś mu nie wychodzi. Kątem oka zobaczyłem że jeden z pająków się ruszył.
Szybsze bicie serca mnie totalnie rozproszyło.
One przecież nie mają nawet skrzydeł, więc czego się bałem? Rozejrzałem się z lekką paniką, spowodowaną swoją własną reakcją i nawiązałem kontakt wzrokowy z Yui. Uśmiechnąłem się lekko (co pewnie wyglądało komicznie) powodując u dziewczyny uśmiech na twarzy. Ale mój uśmieszek jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Jeden z pająków był coraz bliżej mnie. Ignorując wszystko inne - rozmowy reszty, pogodę, dwa pozostałe pająki - obserwowałem go w strachu. A w momencie w którym podniósł swoje dwa patyki, czyli odnóża, spanikowałem.
I zeskoczyłem na podłogę, prawie depcząc robaka. W mniej niż parę sekund znalazłem się na krześle - o dziwo - tuż obok Yui. Obok niej nie było owych czarnych stworzeń i rozluźniłem się lekko. Poczułem nagle mrowienie w dłoni. Spojrzałem na nią.
Trzymałem ją za rękę.
Zmieszany ją zabrałem, kucając na krześle i ledwo się na nim mieszcząc. Nie tego się dzisiaj spodziewałem.
- Yui, jak myślisz długo będziemy tak siedzieć na tych ławkach i krzesłach? - zagadałem ją półszeptem. Mój wzrok nerwowo trafiał od jednej czarnej plamy do drugiej i trzeciej. Ja się nie bałem pająków, ani nic z tych rzeczy. Po prostu... tak wyszło. Byłem przecież spokojny, nie panikowałem... Chyba?

<Yui?>

Liczba słów: 425
Liczba punktów: 50 + 105 = 155

wtorek, 20 marca 2018

Od Yui CD Chanyeola 'Dotyk barw'

No tak, co by było, gdybym znowu się nie potknęła i nie upadła na chłopaka, który chwilę wcześniej tak bardzo prosił by go nie dotykać. Nie spodziewałam się tego, że stanie się cud i nagle pomoże mi wstać, więc podniosłam się powoli, cała czerwona. Odgarnęłam powolnym ruchem włosy z twarzy, wpatrując się w chłopaka. -Sorki, znowu przeze mnie upadasz - Dotarł do mnie śmiech chłopaka, co wywołało u mnie lekki uśmiech.
- W porządku, sama może nauczę się normalnie chodzić. - Teraz to ja zaśmiałam się lekko. Chłopak wyglądał na lekko zmieszanego, przez co chwile mocno się dłużyły. gdy rozbrzmiał głośny dzwonek, podskoczyłam lekko. Chan też jakby bardziej się ożywił. Spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam mu głową w stronę klasy od historii. Osobiście nie przepadałam za nią tylko dlatego, że trzeba było uczyć się dat. Cała reszta była bardzo interesująca. Od czasów jak człowiek musiał mieszkać na powietrzu i każdy dzień był walką o przetrwanie, aż po średniowiecze, w którym ludzie podobno mieli bardzo dziwne wierzenia. Kobiety, które uważano za wiedźmy, palono na stosie. Albo głęboka wiara w czarną magię. To wszystko kończyło się na czasach tuż przed zniknięciem Ziemi. Z rozmyślań wyrwał mnie nauczyciel, który jak zwykle darł się na jednego z niesłuchających uczniów. Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie. Rzuciłam wzrokiem po klasie, w poszukiwaniu Chana, lecz nim udało mi się go znaleźć musiałam szybko skupić się na nauczycielu, który z hukiem upuścił coś na podłogę. Ku przerażeniu wszystkich, przedmiot okazał się terrarium z trzema pająkami. Wszyscy natychmiastowo, łącznie ze mną, wleźli na ławki. Dało się słyszeć parę krzyków. Sam nauczyciel szybko wszedł na swoje krzesło.
- Pod żadnym pozorem nie schodźcie z bezpiecznych ławek. Pająki są mocno jadowite, więc odradzam konfrontacji z nimi. - Słychać było wyraźne drżenie w głosie nauczyciela. Mężczyzna złapał za telefon, po czym obdzwonił chyba każdą "służbę szkolną". Podwinęłam nogi bliżej siebie i powiodłam wzrokiem za stworzeniami. Cała trójka musiała pochodzić z tego samego gatunku, ponieważ wszystkie zwierzęta pokrywała czarna barwa.
- To obecnie bardzo rzadki gatunek, który został cudem ocalony. Pochodzi z Ziemi, dlatego trzymam je w takim miejscu. Pech chciał, że moja niezdarność przewlokła je prosto na podłogę. Gdy zaczną się wspinać komuś na ławkę, radzę nie atakować - są bardzo szybkie. Wtedy zostaje wam uciekać do kogoś innego. - Podziwiałam nauczyciela że w takiej sytuacji był w stanie zachować zimną krew. Niby zwykłe pajączki, a taka panika. Zresztą, on sam chyba nakręcił wszystkich do takiego stopnia, że niektórzy aż płakali. To był moment na znalezienie Chana. Tym razem udało mi się go znaleźć i złapać kontakt wzrokowy.

<Chan?>
Ilość słów: 429
Ilość punktów: 50 + 105 = 155

poniedziałek, 19 marca 2018

Podsumowanie #4

Chanyeol | 285 + 105 = 390
Fyodor | 725 + 335 = 1 060
Kirā | 0 (!)
Rei | 1 400
Yongguk | 920 + 170 = 1 090
Yui | 1 730

Każdy otrzymuje kieszonkowe w postaci 500oxynów. 

Żółty - Punkty zebrane do ostatniego podsumowania
Czerwony - Zbliżający się termin
♦♦♦

Od poprzedniego podsumowania zostały napisane 3 opowiadania (wow, to aż o 1 więcej niż ostatnio!).
Nie dołączył do nas nikt nowy, ale też nikt nie odszedł więc utrzymujemy się na poziomie pięknego zero. W rankingu nadal prowadzi Yui! (gratulacje owo)
Zakończono prace nad zakładką "Miasta i okolice", jeśli masz pomysł na nowe miejsce oraz masz ochotę stworzyć jego opis, nie wahaj się go wysłać do War_Child .
Przypominam o nieobecności głównego administratora (Rellvion) toteż proszę kierować wszelkie opowiadania/formularze/cokolwiek do mnie (War_Child).
Powodzenia w nadchodzącym tygodniu!
 

piątek, 16 marca 2018

Od Fyodora CD Yongguka 'Pierwszy krok'


Pozwoliłem swoim nogom pociągnąć się w głąb mieszkania, obserwując ostrożnie otoczenie. Wiedziałem, że Yongguk tak samo jak ja wprowadził się dopiero wczoraj, więc nie zdziwiły mnie jeszcze puste ściany i jedynie pojedyncze meble. Jestem trochę wdzięczny, że zaproponował pójście do siebie, bo w porównywaniu z jego mieszkaniem moje jest ostatnią norą, tym bardziej że miałem nie mieć ani wody, ani światła do końca tygodnia. Wciąż nie potrafiłem uwierzyć w moje szczęście.
Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu znalazłem się w sypialni, pośród sporego, niedbale pościelonego łóżka i prawie pustego kartonu. Obejrzałem się za siebie, upewniając się, że Yongguk jest jeszcze w kuchni i ruszyłem w stronę pudełka.
Jeszcze zapłacisz za swoją wścibskość, zobaczysz.
Na szczycie rzeczy leżących w środku było kilka kartek, złożonych w spory plik. Złapałem za nie, jeszcze raz oglądając się za siebie.
Okej, okej.
Oparłem się o, o dziwo miękki materac, siadając po turecku na zimnej podłodze. Mimo wszystko miałem wrażenie, że wystarczająco narzucam się chłopakowi, żeby dodatkowo siadać na jego łóżku, na którym on normalnie śpi, omójbożejestemwsypialniYonggukajaktosięstało - Dopiero kiedy widzę zmięte kartki w swojej dłoni, zdaję sobie sprawę, jak mocno zaciskałem palce. Wyprostowuje je na posadzce, czując, jak zimny dreszcz przechodzi przeze mnie, bo teraz Yongguk na pewno zauważy, że grzebałem w jego rzeczach.
Przesuwając dłonią po kartce po raz tysięczny, zauważam, co właściwie na niej się znajduje. Na początku wydaje mi się, że są to małe obrazki, trochę podobne do cyrylicy, którą wbijał mi na pamięć od małego Herbert, ale mają więcej kółek i są bardziej okrągłe i po chwili wcale ani trochę nie są podobne do cyrylicy. Mimo wszystko domyślam się, że to jest jakiś język. Wsuwam palce między kartki na stosiku obok mnie, obserwując, czy wszystkie są zapisane w podobny sposób. Kilka pierwszych jest, same wzorki ułożone są w dość symetryczne paragrafy, co trochę przypomina coś bliższego poezji czy powieści niż zwykłym notatkom.
Pomiędzy pełnymi znaków kartami znajduję kilka złożonych na kształt kwiatów. Odkładam je ostrożnie na podłogę obok siebie, żeby nie pognieść ich jak tych dwóch pierwszych stron.
Po dłuższym przeszukiwaniu znajduje kilka kartek zapisanych normalnymi literami i z jednej strony jest mi jakoś lżej, ale z drugiej teraz będę w stanie to odczytać, a to już w ogóle jest naruszenie prywatności jak cholera.
Moje nerwowe myśli przerywa wibrowanie telefonu, który podskakuje w mojej kieszeni. Wyciągam komórkę, bezmyślnie odbierając połączenie. Nie mam czasu nawet na powiedzenie „halo”, kiedy głośny krzyk wydobywa się z telefonu:
- Fyedka!
Pocieram skronie, czując nadchodzący ból głowy. Sonya od zawsze miała w zwyczaju mówić głośniej niż potrzeba, a ja po dniu stresu naprawdę nie miałem ochoty na ryk piętnastolatki. Mogę się założyć, że sąsiedzi z domu obok perfekcyjnie słyszą jej głos.
– Zdechłeś, czy co? Pisałam do ciebie!
- Byłem zajęty – wsuwam palce między kolejne kartki, wyciągając na ślepo kilka ze środka stosiku. Z drugiej strony telefonu wydobywa się prychnięcie, po chwili coś ląduje z trzaskiem na ziemi i słyszę stłumiony krzyk Theodora. Uśmiecham się pod nosem, słysząc ogólny chaos, który jednak pozostał w domu, chociaż ja, główny jego stworzyciel, wyjechałem.
- Już skończyłeś zajęcia?  Tak poza tym, to kiedy powiedziałam dziewczynom z klasy, że mój brat przeniósł się do Alatras, to im oczy wyszły z orbit! – Sonya wydaje z siebie dźwięk podobny do wybuchu i śmieje się głośno. Uśmiecham się pod nosem, czując ukłucie gdzieś w środku, cholera, to dopiero pierwszy dzień, a mi już tęskno do domu. Nie mam ochoty mówić jej, w jakim stanie jest moje nowe mieszkanie, Sonya była niezwykle podekscytowana całą przeprowadzką, od kiedy wszystko wyszło na jaw, nie chcę psuć jej wizerunku miasta, o którym tak marzy.
- Zerwałem się? – mówię niepewnie, lustrując tekst na jednej z kartek, którą wyciągnąłem. Tak, to na pewno wiersz. Albo piosenka?
- Co? – Sonya chyba czymś się zakrztusiła, bo kaszle przez chwilę, po czym słyszę czyjś zduszony śmiech. Marszczę brwi.
- Czy to jest aż tak dziwne?
- Nieważne – Sonya parska i teraz już jestem pewien, że to Joanne próbowała powstrzymać swój śmiech, bo słyszę jej głos gdzieś w tle. – Czemu się zerwałeś?
- Była bójka – odsuwam kartkę, którą czytałem i biorę kolejną w dłoń. Nie doczytuje się, tylko przejeżdżam tekst wzrokiem, Yongguk nie powinien być bardzo zły, prawda? – Musieliśmy z jednym chłopakiem siedzieć u pielęgniarki, a kiedy nas wypuściła, to już nie miałem ochoty wracać na zajęcia, więc wyszliśmy.
- I gdzie jesteś?
- Uh – zagryzam wargę, odsuwając kartki na chwilę – U niego w domu?
Sonya krzyczy tak głośno, że na chwilę przerywa połączenie. Kiedy uspokaja się, słyszę, jak ktoś uderza w coś mocno. Co tam się dzieje?
- To twój pierwszy dzień a ty już wylądowałeś u kogoś w domu? Co z ciebie za zawodnik! Przynajmniej jest ładny, czy nie?
- Ha ha. To cześć – wyłączam się i chowam telefon do kieszeni, próbując ponownie skupić się na wierszach Yongguk’a.
Nie miałem czasu skończyć czytać pierwszej strofy, kiedy słyszę czyjeś kroki. Podnoszę wzrok i na moje szczęście, krzyżuję spojrzenia z Yonggukiem (z drugiej strony, czyje kroki mogłyby to być, gdy byliśmy sami w jego mieszkaniu?).
Świetnie.
Chłopak siada obok mnie na podłodze, przesuwając w moją stronę jeden z parujących kubków. Nie wygląda, jakby chciał mnie zabić albo zrobić cokolwiek szkodliwego, więc jest nawet dobrze.
Biorę kubek niepewnie w dłonie, odkładając wpierw kartki, układając je w równy stosik nieco dalej od nas. Miałem nadzieję, że jak je odsunę, może Yoon zapomni, że w ogóle grzebałem w jego prywatnych rzeczach.
Kubek jest gorący i powstrzymuję potrzebę odstawienia go na ziemię z trzaskiem, bo wiem, że moje zmrożone dłonie potrzebują ciepła. Przykładam naczynie do ust i prawie rozpływam się, kiedy czuję na języku słodki smak malinowej herbaty.
- Dziękuję – opieram łokcie na kolanach, rozluźniając się lekko – super mieszkanie, tak przy okazji – krzywię się, kiedy słyszę, co wyszło z moich ust (bo „super”, serio? Jest tyle lepszych słów, których można użyć).
Po każdej rozmowie z Sonyą moje słownictwo ograniczało się do kilku słów, które ona zazwyczaj używa.
 – Ja rano dowiedziałem się, że u mnie nie będzie ani wody, ani światła do końca tygodnia.
Na szczęście to odrobinę rozluźnia atmosferę, bo Yongguk śmieje się łagodnie, mrużąc przy tym lekko oczy.  Po chwili znowu okala nas cisza, ja próbuję skupić się na parze wodnej sunącej powoli w powietrzu, rozpływającej się gdzieś na poziomie moich ramion, próbując znaleźć jakiś, jakikolwiek temat do rozmowy, byleby nie zjadła nas ta niezręczna cisza.
Zanim zdałem sobie z tego sprawę, odzywam się i dopiero po chwili uświadamiam sobie, co powiedziałem:
- Piszesz wiersze – to nie brzmi nawet, jak pytanie i jest mi jeszcze bardziej głupio, bo to kolejny przykład zdarzenia, kiedy nie powinienem za nic się odzywać. Mimo wszystko Yongguk nie wydaje się być dotknięty moim stwierdzeniem, przynajmniej na takiego wygląda, więc mimowolnie rozluźniam się, wypuszczając cicho z płuc powietrze, które nie zdawałem sobie sprawy, że wstrzymywałem.

<Yongguk?>

Ilość słów: 1138
Otrzymane punkty: 50 + 285 = 335