piątek, 16 marca 2018

Od Fyodora CD Yongguka 'Pierwszy krok'


Pozwoliłem swoim nogom pociągnąć się w głąb mieszkania, obserwując ostrożnie otoczenie. Wiedziałem, że Yongguk tak samo jak ja wprowadził się dopiero wczoraj, więc nie zdziwiły mnie jeszcze puste ściany i jedynie pojedyncze meble. Jestem trochę wdzięczny, że zaproponował pójście do siebie, bo w porównywaniu z jego mieszkaniem moje jest ostatnią norą, tym bardziej że miałem nie mieć ani wody, ani światła do końca tygodnia. Wciąż nie potrafiłem uwierzyć w moje szczęście.
Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu znalazłem się w sypialni, pośród sporego, niedbale pościelonego łóżka i prawie pustego kartonu. Obejrzałem się za siebie, upewniając się, że Yongguk jest jeszcze w kuchni i ruszyłem w stronę pudełka.
Jeszcze zapłacisz za swoją wścibskość, zobaczysz.
Na szczycie rzeczy leżących w środku było kilka kartek, złożonych w spory plik. Złapałem za nie, jeszcze raz oglądając się za siebie.
Okej, okej.
Oparłem się o, o dziwo miękki materac, siadając po turecku na zimnej podłodze. Mimo wszystko miałem wrażenie, że wystarczająco narzucam się chłopakowi, żeby dodatkowo siadać na jego łóżku, na którym on normalnie śpi, omójbożejestemwsypialniYonggukajaktosięstało - Dopiero kiedy widzę zmięte kartki w swojej dłoni, zdaję sobie sprawę, jak mocno zaciskałem palce. Wyprostowuje je na posadzce, czując, jak zimny dreszcz przechodzi przeze mnie, bo teraz Yongguk na pewno zauważy, że grzebałem w jego rzeczach.
Przesuwając dłonią po kartce po raz tysięczny, zauważam, co właściwie na niej się znajduje. Na początku wydaje mi się, że są to małe obrazki, trochę podobne do cyrylicy, którą wbijał mi na pamięć od małego Herbert, ale mają więcej kółek i są bardziej okrągłe i po chwili wcale ani trochę nie są podobne do cyrylicy. Mimo wszystko domyślam się, że to jest jakiś język. Wsuwam palce między kartki na stosiku obok mnie, obserwując, czy wszystkie są zapisane w podobny sposób. Kilka pierwszych jest, same wzorki ułożone są w dość symetryczne paragrafy, co trochę przypomina coś bliższego poezji czy powieści niż zwykłym notatkom.
Pomiędzy pełnymi znaków kartami znajduję kilka złożonych na kształt kwiatów. Odkładam je ostrożnie na podłogę obok siebie, żeby nie pognieść ich jak tych dwóch pierwszych stron.
Po dłuższym przeszukiwaniu znajduje kilka kartek zapisanych normalnymi literami i z jednej strony jest mi jakoś lżej, ale z drugiej teraz będę w stanie to odczytać, a to już w ogóle jest naruszenie prywatności jak cholera.
Moje nerwowe myśli przerywa wibrowanie telefonu, który podskakuje w mojej kieszeni. Wyciągam komórkę, bezmyślnie odbierając połączenie. Nie mam czasu nawet na powiedzenie „halo”, kiedy głośny krzyk wydobywa się z telefonu:
- Fyedka!
Pocieram skronie, czując nadchodzący ból głowy. Sonya od zawsze miała w zwyczaju mówić głośniej niż potrzeba, a ja po dniu stresu naprawdę nie miałem ochoty na ryk piętnastolatki. Mogę się założyć, że sąsiedzi z domu obok perfekcyjnie słyszą jej głos.
– Zdechłeś, czy co? Pisałam do ciebie!
- Byłem zajęty – wsuwam palce między kolejne kartki, wyciągając na ślepo kilka ze środka stosiku. Z drugiej strony telefonu wydobywa się prychnięcie, po chwili coś ląduje z trzaskiem na ziemi i słyszę stłumiony krzyk Theodora. Uśmiecham się pod nosem, słysząc ogólny chaos, który jednak pozostał w domu, chociaż ja, główny jego stworzyciel, wyjechałem.
- Już skończyłeś zajęcia?  Tak poza tym, to kiedy powiedziałam dziewczynom z klasy, że mój brat przeniósł się do Alatras, to im oczy wyszły z orbit! – Sonya wydaje z siebie dźwięk podobny do wybuchu i śmieje się głośno. Uśmiecham się pod nosem, czując ukłucie gdzieś w środku, cholera, to dopiero pierwszy dzień, a mi już tęskno do domu. Nie mam ochoty mówić jej, w jakim stanie jest moje nowe mieszkanie, Sonya była niezwykle podekscytowana całą przeprowadzką, od kiedy wszystko wyszło na jaw, nie chcę psuć jej wizerunku miasta, o którym tak marzy.
- Zerwałem się? – mówię niepewnie, lustrując tekst na jednej z kartek, którą wyciągnąłem. Tak, to na pewno wiersz. Albo piosenka?
- Co? – Sonya chyba czymś się zakrztusiła, bo kaszle przez chwilę, po czym słyszę czyjś zduszony śmiech. Marszczę brwi.
- Czy to jest aż tak dziwne?
- Nieważne – Sonya parska i teraz już jestem pewien, że to Joanne próbowała powstrzymać swój śmiech, bo słyszę jej głos gdzieś w tle. – Czemu się zerwałeś?
- Była bójka – odsuwam kartkę, którą czytałem i biorę kolejną w dłoń. Nie doczytuje się, tylko przejeżdżam tekst wzrokiem, Yongguk nie powinien być bardzo zły, prawda? – Musieliśmy z jednym chłopakiem siedzieć u pielęgniarki, a kiedy nas wypuściła, to już nie miałem ochoty wracać na zajęcia, więc wyszliśmy.
- I gdzie jesteś?
- Uh – zagryzam wargę, odsuwając kartki na chwilę – U niego w domu?
Sonya krzyczy tak głośno, że na chwilę przerywa połączenie. Kiedy uspokaja się, słyszę, jak ktoś uderza w coś mocno. Co tam się dzieje?
- To twój pierwszy dzień a ty już wylądowałeś u kogoś w domu? Co z ciebie za zawodnik! Przynajmniej jest ładny, czy nie?
- Ha ha. To cześć – wyłączam się i chowam telefon do kieszeni, próbując ponownie skupić się na wierszach Yongguk’a.
Nie miałem czasu skończyć czytać pierwszej strofy, kiedy słyszę czyjeś kroki. Podnoszę wzrok i na moje szczęście, krzyżuję spojrzenia z Yonggukiem (z drugiej strony, czyje kroki mogłyby to być, gdy byliśmy sami w jego mieszkaniu?).
Świetnie.
Chłopak siada obok mnie na podłodze, przesuwając w moją stronę jeden z parujących kubków. Nie wygląda, jakby chciał mnie zabić albo zrobić cokolwiek szkodliwego, więc jest nawet dobrze.
Biorę kubek niepewnie w dłonie, odkładając wpierw kartki, układając je w równy stosik nieco dalej od nas. Miałem nadzieję, że jak je odsunę, może Yoon zapomni, że w ogóle grzebałem w jego prywatnych rzeczach.
Kubek jest gorący i powstrzymuję potrzebę odstawienia go na ziemię z trzaskiem, bo wiem, że moje zmrożone dłonie potrzebują ciepła. Przykładam naczynie do ust i prawie rozpływam się, kiedy czuję na języku słodki smak malinowej herbaty.
- Dziękuję – opieram łokcie na kolanach, rozluźniając się lekko – super mieszkanie, tak przy okazji – krzywię się, kiedy słyszę, co wyszło z moich ust (bo „super”, serio? Jest tyle lepszych słów, których można użyć).
Po każdej rozmowie z Sonyą moje słownictwo ograniczało się do kilku słów, które ona zazwyczaj używa.
 – Ja rano dowiedziałem się, że u mnie nie będzie ani wody, ani światła do końca tygodnia.
Na szczęście to odrobinę rozluźnia atmosferę, bo Yongguk śmieje się łagodnie, mrużąc przy tym lekko oczy.  Po chwili znowu okala nas cisza, ja próbuję skupić się na parze wodnej sunącej powoli w powietrzu, rozpływającej się gdzieś na poziomie moich ramion, próbując znaleźć jakiś, jakikolwiek temat do rozmowy, byleby nie zjadła nas ta niezręczna cisza.
Zanim zdałem sobie z tego sprawę, odzywam się i dopiero po chwili uświadamiam sobie, co powiedziałem:
- Piszesz wiersze – to nie brzmi nawet, jak pytanie i jest mi jeszcze bardziej głupio, bo to kolejny przykład zdarzenia, kiedy nie powinienem za nic się odzywać. Mimo wszystko Yongguk nie wydaje się być dotknięty moim stwierdzeniem, przynajmniej na takiego wygląda, więc mimowolnie rozluźniam się, wypuszczając cicho z płuc powietrze, które nie zdawałem sobie sprawy, że wstrzymywałem.

<Yongguk?>

Ilość słów: 1138
Otrzymane punkty: 50 + 285 = 335


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz