sobota, 31 marca 2018

Od Rei'a CD Yui 'Nowa twarz'

Byliśmy w dość nieciekawej sytuacji... Obie drogi ucieczki były zastawione przeszkodami. Spojrzałem na szpetnego dryblasa. W sumie, to nie był taki napakowany, coś tam na kształt mięśni miał, ale nie były one zbyt imponujące, a tym bardziej przerażające. W prawej dłoni miał kawałek drewna, najpewniej nogę od krzesła lub stołu, którą siłą wyrwał; wygląda na to, że ciemność podziałała na naszą korzyść, bo najwidoczniej nie mógł zlokalizować swojej broni, która wraz z ówczesnym upadkiem, tuż przed roztłuczeniem butelki o jego głowę, powędrowała gdzieś wgłąb knajpki. Zapewne nadal leży wśród szkła i poprzewracanych stołów. Martwiłem się Yui jak i również o cywili, którzy byli ukryci pod stolikami, modląc się o zbawianie. Yui powinna dać radę, jednak zwykły człowiek nie posiadający wiedzy wojskowej może mieć bardzo ciężko w takiej sytuacji. Chciałem jak najszybciej załatwić kolesia przede mną, by móc pomóc Yui i pozostałym, lecz to nie było takie proste. Ja i moje gołe pięści kontra szpetna morda z drewnianą nogą w dłoni. Nie tylko to stawiało mnie w nieciekawej sytuacji, zaplecze nie posiadało wystarczająco dużo miejsca na walkę czworga ludzi. Trzeba będzie wypchnąć mordkę do wnętrza knajpki, aby dziewczyna miała miejsce. Moje oczy cały czas były skupione na przeciwniku, natomiast myśli krążyły mi po głowie przez całe kilka sekund. Chwila, a czy tak zwykle nie jest przed śmiercią? Nie, nie, pomyliłem warunki, uf. Chłopie nie myśl o czymś takim, tylko pogorszysz sytuację.
Zacisnąłem pięści i w tym samym momencie co dryblas wykonał zamach nogą wyprowadziłem cios w brzuch. Ledwo udało mi się uniknąć jego śmiertelnej zagrywki, lecz i on miał dzisiaj szczęście. Osunął się lekko i zamachnął się ponownie. Schyliłem się. Jego ręka wciąż była w locie, w tym samym ruchu. Widziałem to jakby w zwolnionym tempie. To była moja szansa. Zmarszczyłem brwi i objąłem jego brzuch popychając go do tyłu. Mocny uścisk wprawił dryblasa w dyskomfort i mimowolnie wycofywał się. Po kilku krokach potknąłem się, sprawiając, że przewróciliśmy się. Musiałem walnąć w coś metalowego, bo stopa bolała niemiłosiernie. Podnosząc się do wpół przysiadu z niemałym problemem poczułem czyjeś dłonie na ramieniach. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale byłem pewny, że to Yui. Chciałem zapytać czy wszystko gra, jednak zanim w ogóle zdążyłem otworzyć usta odczułem silny ból na czole, który szybko rozszedł się po całej głowie. Piekące rwanie, tak, to dość trafny opis. Momentalnie usiadłem, jedną ręką złapałem się za czoło, a drugą podtrzymałem się. Jęknąłem parę razy z bólu, przez zaciśnięte powieki nie wiedziałem co się dzieje. Usłyszałem dwa strzały, a potem cisza. Otworzyłem lekko oczy, lecz nikogo nie zobaczyłem. Jakby ciemność pochłonęła tego kolesia. Tak jednak nie mogło być. Musiał być gdzieś w pobliżu. Moje uszy zdołały wyłapać niezrozumiałe mruknięcie, natomiast ciało zareagowało natychmiastowo. W niebezpiecznej sytuacji adrenalina skakała po całym moim ciele jak na trampolinie. Natychmiast zerwałem się z miejsca i pokuśtykają odsunąłem się. Przez otrzymanie ciosu w głowę nie potrafiłem dobrze złapać równowagi, ale w jakiś sposób udało mi się stabilnie stanąć. Wciąż trzymając się za czoło i manewrując dłońmi w celu utrzymaniu balansu, zmrużyłem oczy, aby mózg znów przyzwyczaił się do mroku. Ujrzałem mężczyznę. Ah, no racja. Walczę. A co z Yui, dała radę? Mój ciężki oddech nie pozwalał mi się uspokoić. Muszę to zakończyć, teraz albo nigdy. Ponownie zacisnąłem pięści i chwiejąc się pobiegłem w stronę przeciwnika. Ten już przygotował swoją pozycję. Wyglądał przez chwilę jak pałkarz przygotowujący się na przyjęcie prostej piłki, ale i również przypominał mrocznego kosiarza, który tylko czekał aż podejdę, aby odrąbać mi głowę. Jednak strach nie zapanował nade mną, nie mogłem na to pozwolić. Musiałem jeszcze sprawdzić czy Yui ma się dobrze i pomóc jej gdy zajdzie potrzeba. Jeszcze ci ludzie, którzy gdzieś tutaj są i trzęsą się ze strachu. Rodzina... Za wcześnie abym umierał, nie dziś, nie jutro, ani nawet za kilka lat.
Zatrzymałem się na krótko przed uderzeniem szpetnej mordy, a ten odruchowo zamachnął się. Poczęstowałem go swoją prawą pięścią, a potem lewym sierpowym. Syknąłem cicho z bólu. Kawałek szkła, którym wcześniej zostałem trafiony najwyraźniej wbił się głębiej. To nie był koniec. Napastnik wykonał swój ostatni chybiony zamach drewnianą nogą, po czym ja podarowałem mu kolejny cios w twarz. Padł na ziemię z zakrwawioną twarzą. Odetchnąłem. Pomimo swoich umiejętności, miałem z nim niemały problem. Potrzebuję ostrego treningu, jak za dawnych czasów. Rozejrzałem się w celu zlokalizowania wejścia do zaplecza. Po chwili udało mi się je zlokalizować, więc pobiegłem w jego stronę.

<Yui?>

Ilość słów: 722
Otrzymane punkty: 50 + 180 = 230

czwartek, 29 marca 2018

Od Fyodora CD Yongguka 'Pierwszy krok'

Nie potrafię powstrzymać uśmiechu wpełzającego na moje usta. Jeżeli mnie zaprasza, to znaczy, że mnie lubi, prawda? Toleruje w najgorszym przypadku. Mimo, że poznaliśmy się kilka godzin temu, mam wrażenie, że znam Yongguka od dłuższego czasu i czuję się niewiarygodnie pewnie, kiedy przytakuję. W końcu, co złego może z tego wyniknąć?
- Jeżeli nie obudzisz się jutro, to twoja wina, że mi zaufałeś – chichoczę, wskakując na łóżko. Siadam po turecku obok Yongguka. Gitara wciąż leży obok, więc wciągam ją na swoje kolana i pstrykam w nią palcami, by po chwili dowiedzieć się, że pstrykanie w drewniane pudło mimo wszystko
bardzo  b o l i.
Kiedy mój palec przestaje boleśnie pulsować jeszcze raz klepię w instrument, tym razem lżej.
- Zawsze chciałem umieć grać na jakimś instrumencie. Moja matka potrafiła grać na wiolonczeli, ale przerwała kiedy – dopiero, kiedy napotykam pytający wzrok Yongguka orientuję się, że przerwałem sobie w połowie zdania. Przełykam ślinę, ciągnąc jedną ze strun gitary, na co ona odpowiedziała nieczystym brzęknięciem – Kiedy tata od nas odszedł.
Czuję się, jakbym znów był na terapii i czuję, jak się krzywię. Czemu znowu zacząłem mówić?
Kręcę głową, wymuszając uśmiech. Wtedy przypomina mi się sterta obok nas i piosenka-bez-słów, którą przed chwilą zagrał Yongguk. Wskazuję palcem na kartki i widzę, jak chłopak obok mnie przełyka ślinę, kierując wzrok za moją dłonią.
- Co to za język? Może to zabrzmi głupio, ale nigdy go nie widziałem.
- Koreański – Yongguk uśmiecha się i boże, ile człowiek może posiadać różnych uśmiechów? To nie jest możliwe.
- Och – odwzajemniam uśmiech, zwracając wzrok na chłopaka. Przez chwilę słychać jedynie brzdęki gitary, z której próbuję wydobyć jakiekolwiek przyzwoite dźwięki. Po jakimś czasie Yongguk bierze sprawy w swoje ręce, zabierając instrument z moim kolan i przysuwając się w moją stronę.
- Patrz – wskazuje na gryf, gdzie układa palce. Drugą dłonią uderza w struny, z gitary wydobywa się dźwięczny akord i już jestem zazdrosny. Po wybrzmieniu dźwięków przekłada palce, znowu uderza struny i znowu dźwięczy kolejny, ładny akord. Robi tak jeszcze dwa razy, po czym wsuwa gitarę w moje ręce. – Teraz ty.
Nie ważne, jak bardzo chcę, nie potrafię powtórzyć ruchów Yongguka i każdy dźwięk jest odrobinę obok, ale i tak jestem z siebie dumny. Jasnowłosy próbuje mi pomóc i ustawia moje palce w taki sposób, jak ułożone były jego, kiedy grał ale i tak akord nie brzmi identycznie, jak poprzedni. Chwilę jeszcze ćwiczę układ palców i uderzanie w struny, po czym odkładam gitarę na bok.
- Jeżeli będziesz formował zespół, to wiesz, kogo wziąć na gitarzystę – mrugam, śmiejąc się.
Dopijamy herbatę w spokojnej, rozluźnionej atmosferze, co jakiś czas coś mówiąc, akcentując słowa śmiechem i uśmiechami zza kubków.

- Co teraz? – pytam się głupio pustego pokoju, gdy Yongguk znika, by odnieść puste kubki do kuchni. Musiał mnie usłyszeć, bo kiedy wchodzi do pokoju podnosi brwi.
- Nie wiem? – sam nie jestem pewien, czy to było pytanie ale tak czy siak wzruszam ramionami na odpowiedź. Rozglądam się po pokoju, szukając jakiegokolwiek pomysłu, kiedy zauważam swoją torbę w rogu. Zeskakuję z łóżka i ciągnę za sobą torbę z powrotem na materac, na którym już siedzi Yongguk z dezorientacją wymalowaną na twarzy. Wyciągam z jednej z kieszeni smukłego laptopa, stawiając go na łóżku.
- Możemy obejrzeć jakiś film. Mam kilka ściągniętych, musiałem się czymś zająć przez cztery godziny w pociągu, gdy tu jechałem – naciskam guzik i półprzezroczysty ekran rozświetla się na tle brązowej narzuty. Kątem oka obserwuję Yongguka i jego reakcję, ale nie wygląda, jakby był przeciwny temu pomysłowi, więc naciskam jedną z ikonek i na pulpit wyskakuje folder z kilkoma plikami.
- Ty wybieraj.

Coś gorącego uderzającego w moją twarz zmusza mnie do otworzenia oczu. Przecieram powieki, rozciągając się. Przez nieodsłonięte okno przeciska się pas słońca, który to mnie obudził. Oprócz niego nie ma innego źródła światła w pokoju i jest dość ciemno, mimo tego próbuję odnaleźć się w otoczeniu. Pościelone łóżko przykryte kocem, kartonowe pudła w rogu, gitara przy ścianie-
Podrywam się na równe nogi orientując się, gdzie jestem.
Wyciągam ze swojej torby telefon, na którym miga godzina siódma i kilka powiadomień. Musiałem zasnąć, kiedy oglądaliśmy film.
Wychodzę niepewnie z sypialni, rozglądając się wokół. Czuję się przez chwilę jak agent, który nie chce zostać zauważony i przypominają mi się dziecięce zabawy z młodszym rodzeństwem.
Zastaję Yongguka w kuchni, krzątającego się po pokoju. Podchodzę do niego powoli, stukając go w bok, by zwrócić jego uwagę. Odwraca się w moją stronę, najpierw lekko zaskoczony, by potem jego rysy twarzy złagodniały.
- Czy na śniadanie też jest herbata? – uśmiecham się szeroko, opierając się o blat. Yongguk odpowiada mi melodyjnym śmiechem i wskazuje na kubki stojące obok i zaczynam się zastanawiać, czy to kolejne herbaty czy może te same z wczoraj. Nagle przypomina mi się, że praktycznie po kilkunastu minutach filmu zasnąłem, zostawiając Yoona samego z praktycznie obcą, nieprzytomną osobą w jego mieszkaniu. Odchrząkuję, przez do jasnowłosy odwraca się w moją stronę, podnosząc brwi. – Przepraszam, że tak odpadłem od razu wczoraj, aż mi głupio. – śmieję się niepewnie, drapiąc nerwowo kark.

 <Yongguk?>
Ilość słów: 838
Ilość punktów: 50 + 220 = 270

niedziela, 25 marca 2018

Od Yui CD Chanyeola 'Dotyk barw'

Znacznie się uspokoiłam, gdy zobaczyłam że Chan oblega już jedną z ławek. Jednak tym co szybko zniosło to uczucie, było widniejący w jego oczach narastający strach. Wnioskując po twarzach innych, pod tym względem się nie wyróżniał. Moją uwagę przykuł owad, który nagle zacząć poruszać się w jednym kierunku. Wiodłam za nim wzrokiem, aż spostrzegłam się że znajduje się tuż pod ławką Chana. Gdy zaczął powoli wchodzić na ławkę, chłopak instynktownie przebiegł przez połowę sali, nieświadomie trafiając obok mnie. Zaczął okupować moje krzesło, przy czym położył swoją rękę na mojej. Od razu się spięłam, wiedząc jaka reakcja może mnie zaraz czekać. Już otwierałam usta by poinformować chłopaka o zaszłej sytuacji, lecz był szybszy. Ku mojemu zdziwieniu nie zareagował jakoś bardzo nerwowo. Jedynym jego posunięciem, było zabranie ręki. Dodatkowo na jego twarzy zawidniało lekkie zmieszanie.
- Yui, jak myślisz długo będziemy tak siedzieć na tych ławkach i krzesłach? - Zadał mi niespodziewane pytanie. No tak, dobre pytanie. Sama chciałabym znać na nie odpowiedź. Wyraźnie było widać jak Chan uważnie śledzi zwierzęta. Nie miałam pojęcia czy się ich bał, czy to najzwyczajniejsza ostrożność mu się włączyła.
- Znając świetną organizację naszej szkoły, to może to potrwać do końca lekcji. - Westchnęłam cicho. Z opowieści słyszałam, że koty są świetnymi drapieżnikami i od razu wyobraziłam je sobie, jak pozbywają się owadów, jednego po drugim.
- Szkoda że nie mamy kotów. - Mruknęłam niezadowolona po dłuższej ciszy, która zaistniała między nami. Chłopak posłał mi pytający wzrok, na co odpowiedziałam wzruszeniem ramion. No tak, brawo Yui. Świetnie myślisz, nawet w takich momentach. Nagle z radiowęzła rozległ się komunikat. Lekcje obejmujące cały dzisiejszy dzień, zostały odwołane. Mimo wszystko, wywołało to u mnie lekki uśmiech. Czy to ze względu tych małych stworzeń? Ktoś na sali rzucił nawet, czemu nie możemy po prostu ich zabić, lecz spotkał się z poirytowanym wzrokiem nauczyciela. Skwitował to tylko słowami, że takie myślenie to przejdzie tylko na wojnie.
- Hej, Chan, myślisz że to wszystko przez pająki? - Nachyliłam się nad chłopakiem, cicho zadając mu pytanie. Tym razem to on lekko wzruszył ramionami. Niespodziewanie do sali wtargnęła grupka ludzi, ubranych w kaftany. Wszyscy mieli ze sobą pojemniki, co wyglądało przekomicznie. Jeszcze śmieszniej zrobiło się, jak zaczęli z nimi latać w celu złapania tych małych potworów. Gdy ostatni owad trafił do pudełka, atmosfera momentalnie się zmieniła. Wcześniej było czuć pewnego rodzaju spięcie, które teraz powoli się ulatniało. Wszyscy zaczęli zajmować swój miejsca. Tak samo było z Chanem, który do tej pory siedział przyczepiony do mojego krzesła. Nauczyciel nakazał zostać nam w klasie jeszcze chwilę, po czym sam opuścił pomieszczenie. Niespodziewanie pojawił się zupełnie innym wejściem. Poinformował nas że w szkole zarejestrowano obecność zupełnie nieznanego gazu, przez co jesteśmy zmuszeni opuścić klasy, jednak ze szkoły wyjść nie możemy, żeby nie doprowadzić do zmieszania substancji z otoczeniem. Podeszłam do wcześniej towarzyszącego mi chłopaka, podzielając jego uczucia, które wyrażał swoim spojrzeniem. 
- Ciekawe gdzie nas teraz zabiorą. Skoro tak bardzo nie chcą wymieszać go ze środowiskiem, to znaczy że się go obawiają. Więc czy nie wydaje się dziwne, że nie boją się zostawić nas w tym potencjalnie niebezpiecznym miejscu? - Zwróciłam się do chłopaka, który lekko zbladł.
- Może mają jakieś specjalne filtrowane miejsce. Mimo wszystko to szkoła wojskowa, myślę że trochę nas testują. - Odpowiedział cicho. Miałam szczerą nadzieję że tak właśnie było. 
- Potrzebujesz więc może towarzystwa na jakiś czas? - Uśmiechnęłam się lekko.

<Chan?>

Ilość słów: 559
Ilość punktów: 50 + 140 = 190

piątek, 23 marca 2018

Od Yongguka CD Fyodora 'Pierwszy krok'

Oderwałem usta od ciepłego kubka, by złapać kontakt wzrokowy z Fyodorem - Piszę - Stwierdziłem, odkładając naczynie na posadzkę. Ogarnąłem wzrokiem plik kartek rozścielonych przed nogami blondyna. Nagle natrafiłem na jeden z poematów, który nie powinien ujrzeć światła dziennego.
Był to ten z kategorii komplementów na temat czyjegoś nagiego ciała i choć byłem dorosłym facetem  to myśl o tym, że Fyodor mógłby zażądać przetłumaczenia mu tego właśnie konkretnego dzieła wydawała się bardzo nieprzyjemna. Zmarszczyłem nos próbując wymyślić coś, co odwiodłoby go od tematu poezji.
- Piszę też piosenki - Wypaliłem, podrywając gwałtownie się na równe nogi- Lubisz śpiewać? - Wymamrotałem, próbując wygrzebać swoją gitarę zza szafy. W końcu wyjąłem ją, następnie unosząc instrument do góry w triumfalnym geście rozsiadłem się na łóżku. Ostrożnie szarpiąc struny zacząłem wygrywać stary jak świat kawałek, który napisałem jeszcze za czasów licealnych.
Słodki dźwięk gitary wypełnił szczelnie pokój, dzięki czemu pomieszczenie wydało się trochę mniej surowe. Na chwilę zapomniałem o trudach całego dnia, o rozciętej wardze i pozdzieranych dłoniach.
Przeniosłem się do drugiej klasy liceum, gdy siedząc i wsłuchując się w odgłosy lipcowego wieczora na prowincji wpadłem na trop swojej pierwszej melodii.
Uniosłem wzrok znad instrumentu, by przyjrzeć się reakcji mojego słuchacza. Fyodor siedział bokiem, z głową zabawnie opartą o materac zaraz obok mojej nogi. Jego twarz wyglądała na ukojoną, jego lekko przymrużone powieki drgały delikatnie. Nawet nie zauważyłem, że wpatrując się w jego sylwetkę przestałem grać. Wyglądało na to, że zabrał zbyt dużo mojej uwagi i nie starczyło jej już na gitarę. Wtem blondyn otworzył oczy, po czym unosząc pytająco jedną brew odezwał się -Nie ma tekstu -Wydedukował, widocznie zdziwiony.
- Mhm, to same brzmienia. Fajne w niej jest to, że nikomu nic nie narzuca i można ją interpretować na różne sposoby - Odłożyłem gitarę za siebie, tym samym kończąc swój maleńki koncert.
- Szczerze, to spodziewałem się po tobie zupełnie innego rodzaju muzyki. A to jest takie...delikatne - Blondyn zaśmiał się, rozkładając ręce na pościeli - Myślałem, że zapodasz mi jakiś singiel z dużą ilością przekleństw.
- Dobrałem piosenkę do twojego poziomu wtajemniczenia - Uśmiechnąłem się zgryźliwie, nie mogąc jednak powstrzymać śmiechu - Wiesz, to jak w związku. Im dłużej z kimś jesteś tym dziwniej się robi.
- Sugerujesz, że im dłużej będziemy się znać, tym dziwniejsze piosenki będziesz przede mną odkrywać? Nie wiem, czy chcę się w to pchać - Blondyn prychnął śmiechem, uderzając mnie figlarnie pięścią w kolano.
- Cóż, nie nalegam - Zachichotałem, rozkładając się monotonnie na posłaniu - Mówiłeś, że twoje mieszkanie jest chwilowo w słabym stanie, nie? - Blondyn kiwnął głową w geście potwierdzenia - Moja kanapa jest wolna, gdyby jednak życie jaskiniowca ci się znudziło.
Fyodor zmierzył mnie badawczym wzrokiem, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem - To normalne, że przygarniasz do domu nowo poznanych ludzi? - Zapytał, bawiąc się skrawkiem brązowego koca zarzuconego niedbale na łóżko.
- Biorąc pod uwagę to, że to mój pierwszy dzień posiadania mieszkania to chyba tak? - Wzruszyłem ramionami, odwracając się w jego stronę - Poza tym nie wydajesz się groźny, więc jestem w stanie zaryzykować.

<Fyodor? Wybacz, że takie ubogie ;-; >
Ilość słów: 473
Ilość punktów: 50 + 120 = 170

czwartek, 22 marca 2018

Od Kirȳ CD Rei'a 'Cień wiatru'

Nie zdążyłam nawet się rozsiąść, a już powiało kolejnym dreszczem emocji. Miałam go dzisiaj już wystarczająco, więc nie kusił mnie tak mocno, jak pewnie działałby na mój instynkt rano. Nie to jednak napędzało mnie do działania, nie chęć akcji oraz wykazania się przed innymi.
Poczucie winy.
W końcu statek uczniowski przyjechał tu po to, by mnie zabrać. Nie wiedząc o zagrożeniu, altruistycznie tutaj przybył, narażając uczniów na niebezpieczeństwo. Jeśli komuś, kto poszedłby tam, stałaby się jakakolwiek krzywda, miałabym ich na sumieniu. Słowa zostały rzucone, kadeci się zgłaszali i każdy był chętny do afiszowania się. Jednak nie na mojej warcie.
- Ja – Rzuciłam krótko. Jedną osobę mniej, która dręczyłaby moje sumienie.
Wyprostowałam się, po czym strzepałam z moich spodni niewidoczny kurz. Moja siła przebicia w tym przypadku była niepodważalna. Z nich wszystkich najlepiej znałam statek i jeśli ktoś miałby lepiej poprowadzić pod względem poruszania się na obiekcie, byłam to ja. Piwnooki mógł sobie przejąć pałeczkę w każdym momencie, nie zależało mi w tamtej chwili na tym aspekcie.
Nim byłam już przy czarnowłosym, witając się symbolicznie kiwnięciem głowy, obok niego stało już trzech innych kadetów gotowych do poświęceń. Bez zbędnych wstępów, zaprowadziłam ich w stronę niewielkiej zbrojowni, wymijając zwinnie wir rozproszonych po całym statku, zdezorientowanych pasażerów.
- Żaden z cywili nie może ucierpieć – Rzekł chłopak, podążając za moim śladem wzdłuż schodów.
Po zejściu do kajuty, ukazało się biuro pierwszego oficera, który był fanem „survivalu” i kochał mieć wszystko na wszelki wypadek. W tym przypadku dobrze się sprawdził jego pomysł.
- Blondyn – krzyknęłam, rzucając w stronę jasnowłosego rewolwer – Idź na górę i powiedz ludziom, by kierowali się do sektora B. Jeżeli nie będą Cię słuchać, wystrzel w powietrze, a gwarantuje, że w mig będą jak posłuszne psy. Jest to konieczne, bo gdy tam będą, szansa na triumf wzrośnie.
Mężczyzna skinął głową, po czym wybiegł na pokład. Mój wzrok przykuła damsko-męska para, u której wręcz emanowało chęcią do działania.
- Wy we dwoje idźcie w stronę burty i rozkażcie odpłynąć szkolnemu statkowi, jest on narażony na zbyt duże niebezpieczeństwo. Następnie pomóżcie w ogarnianiu cywili, a jeśli zobaczycie zamachowców, strzelajcie bez zawahania. – Poleciłam, podając im trzy kamizelki kuloodporne i wyposażenie. – Jedna dla blondasa, za szybko wyparował.
Dwójka, podobnie jak poprzedni, bezzwłocznie ruszyła na wykonanie zadania.
- Czyli my zajmujemy się tymi kolesiami? – Spytał czarnowłosy chłopak, który doprowadził do zwerbowania kadetów w jedną drużynę.
- Na to wygląda. – Uniosłam kącik ust do góry, a pokazawszy na linii mojej głowy rewolwer, przeładowałam go. – Pora się zabawić.

<Rei?>
Ilość słów: 418
Ilość punktów: 50 + 105 = 155

środa, 21 marca 2018

Od Chanyeola CD Yui 'Dotyk barw'

Dzwonek na lekcje. Historia. Lekcja jak lekcja - można było się wiele dowiedzieć. Z czego niektóre rzeczy były naprawdę dość... intrygujące. Podparłem dłonią podbródek i obserwowałem klasę, słuchając jednak uważnie nauczyciela. Docierałem wzrokiem do Yui, kiedy usłyszałem głośny huk a następnie serię pisków. Spojrzałem w stronę hałasu, a widząc trzy pająki na podłodze (i rozbite szkło) to chyba źrenice mi się rozszerzyły. Pamiętałem jakie to były - a przynajmniej miałem taką nadzieję. Rozejrzałem się. Wszyscy weszli na ławki i krzesła. Przełknąłem ślinę. Gdyby miały skrzydła, zacząłbym krzyczeć i kwiczeć jeszcze głośniej niż tamte osoby.
- Pod żadnym pozorem nie schodźcie z bezpiecznych ławek. Pająki są mocno jadowite, więc odradzam konfrontacji z nimi. - Dzięki za pocieszenie, panie nauczycielu- Jeszcze raz na nie spojrzałem i zdałem sobie sprawę, że mimo tego że nie były ogromne - to sprawiały okropne wrażenie. No, i to że się bałem. Tylko, kurde, czego?
- To obecnie bardzo rzadki gatunek, który został cudem ocalony. Pochodzi z Ziemi, dlatego trzymam je w takim miejscu. Pech chciał, że moja niezdarność przewlokła je prosto na podłogę. Gdy zaczną się wspinać komuś na ławkę, radzę nie atakować - są bardzo szybkie. Wtedy zostaje wam uciekać do kogoś innego. - Przewróciłem oczami. Sam wręcz sika pewnie w gacie a próbuje uspokoić uczniów. I coś mu nie wychodzi. Kątem oka zobaczyłem że jeden z pająków się ruszył.
Szybsze bicie serca mnie totalnie rozproszyło.
One przecież nie mają nawet skrzydeł, więc czego się bałem? Rozejrzałem się z lekką paniką, spowodowaną swoją własną reakcją i nawiązałem kontakt wzrokowy z Yui. Uśmiechnąłem się lekko (co pewnie wyglądało komicznie) powodując u dziewczyny uśmiech na twarzy. Ale mój uśmieszek jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Jeden z pająków był coraz bliżej mnie. Ignorując wszystko inne - rozmowy reszty, pogodę, dwa pozostałe pająki - obserwowałem go w strachu. A w momencie w którym podniósł swoje dwa patyki, czyli odnóża, spanikowałem.
I zeskoczyłem na podłogę, prawie depcząc robaka. W mniej niż parę sekund znalazłem się na krześle - o dziwo - tuż obok Yui. Obok niej nie było owych czarnych stworzeń i rozluźniłem się lekko. Poczułem nagle mrowienie w dłoni. Spojrzałem na nią.
Trzymałem ją za rękę.
Zmieszany ją zabrałem, kucając na krześle i ledwo się na nim mieszcząc. Nie tego się dzisiaj spodziewałem.
- Yui, jak myślisz długo będziemy tak siedzieć na tych ławkach i krzesłach? - zagadałem ją półszeptem. Mój wzrok nerwowo trafiał od jednej czarnej plamy do drugiej i trzeciej. Ja się nie bałem pająków, ani nic z tych rzeczy. Po prostu... tak wyszło. Byłem przecież spokojny, nie panikowałem... Chyba?

<Yui?>

Liczba słów: 425
Liczba punktów: 50 + 105 = 155

wtorek, 20 marca 2018

Od Yui CD Chanyeola 'Dotyk barw'

No tak, co by było, gdybym znowu się nie potknęła i nie upadła na chłopaka, który chwilę wcześniej tak bardzo prosił by go nie dotykać. Nie spodziewałam się tego, że stanie się cud i nagle pomoże mi wstać, więc podniosłam się powoli, cała czerwona. Odgarnęłam powolnym ruchem włosy z twarzy, wpatrując się w chłopaka. -Sorki, znowu przeze mnie upadasz - Dotarł do mnie śmiech chłopaka, co wywołało u mnie lekki uśmiech.
- W porządku, sama może nauczę się normalnie chodzić. - Teraz to ja zaśmiałam się lekko. Chłopak wyglądał na lekko zmieszanego, przez co chwile mocno się dłużyły. gdy rozbrzmiał głośny dzwonek, podskoczyłam lekko. Chan też jakby bardziej się ożywił. Spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam mu głową w stronę klasy od historii. Osobiście nie przepadałam za nią tylko dlatego, że trzeba było uczyć się dat. Cała reszta była bardzo interesująca. Od czasów jak człowiek musiał mieszkać na powietrzu i każdy dzień był walką o przetrwanie, aż po średniowiecze, w którym ludzie podobno mieli bardzo dziwne wierzenia. Kobiety, które uważano za wiedźmy, palono na stosie. Albo głęboka wiara w czarną magię. To wszystko kończyło się na czasach tuż przed zniknięciem Ziemi. Z rozmyślań wyrwał mnie nauczyciel, który jak zwykle darł się na jednego z niesłuchających uczniów. Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie. Rzuciłam wzrokiem po klasie, w poszukiwaniu Chana, lecz nim udało mi się go znaleźć musiałam szybko skupić się na nauczycielu, który z hukiem upuścił coś na podłogę. Ku przerażeniu wszystkich, przedmiot okazał się terrarium z trzema pająkami. Wszyscy natychmiastowo, łącznie ze mną, wleźli na ławki. Dało się słyszeć parę krzyków. Sam nauczyciel szybko wszedł na swoje krzesło.
- Pod żadnym pozorem nie schodźcie z bezpiecznych ławek. Pająki są mocno jadowite, więc odradzam konfrontacji z nimi. - Słychać było wyraźne drżenie w głosie nauczyciela. Mężczyzna złapał za telefon, po czym obdzwonił chyba każdą "służbę szkolną". Podwinęłam nogi bliżej siebie i powiodłam wzrokiem za stworzeniami. Cała trójka musiała pochodzić z tego samego gatunku, ponieważ wszystkie zwierzęta pokrywała czarna barwa.
- To obecnie bardzo rzadki gatunek, który został cudem ocalony. Pochodzi z Ziemi, dlatego trzymam je w takim miejscu. Pech chciał, że moja niezdarność przewlokła je prosto na podłogę. Gdy zaczną się wspinać komuś na ławkę, radzę nie atakować - są bardzo szybkie. Wtedy zostaje wam uciekać do kogoś innego. - Podziwiałam nauczyciela że w takiej sytuacji był w stanie zachować zimną krew. Niby zwykłe pajączki, a taka panika. Zresztą, on sam chyba nakręcił wszystkich do takiego stopnia, że niektórzy aż płakali. To był moment na znalezienie Chana. Tym razem udało mi się go znaleźć i złapać kontakt wzrokowy.

<Chan?>
Ilość słów: 429
Ilość punktów: 50 + 105 = 155

poniedziałek, 19 marca 2018

Podsumowanie #4

Chanyeol | 285 + 105 = 390
Fyodor | 725 + 335 = 1 060
Kirā | 0 (!)
Rei | 1 400
Yongguk | 920 + 170 = 1 090
Yui | 1 730

Każdy otrzymuje kieszonkowe w postaci 500oxynów. 

Żółty - Punkty zebrane do ostatniego podsumowania
Czerwony - Zbliżający się termin
♦♦♦

Od poprzedniego podsumowania zostały napisane 3 opowiadania (wow, to aż o 1 więcej niż ostatnio!).
Nie dołączył do nas nikt nowy, ale też nikt nie odszedł więc utrzymujemy się na poziomie pięknego zero. W rankingu nadal prowadzi Yui! (gratulacje owo)
Zakończono prace nad zakładką "Miasta i okolice", jeśli masz pomysł na nowe miejsce oraz masz ochotę stworzyć jego opis, nie wahaj się go wysłać do War_Child .
Przypominam o nieobecności głównego administratora (Rellvion) toteż proszę kierować wszelkie opowiadania/formularze/cokolwiek do mnie (War_Child).
Powodzenia w nadchodzącym tygodniu!
 

piątek, 16 marca 2018

Od Fyodora CD Yongguka 'Pierwszy krok'


Pozwoliłem swoim nogom pociągnąć się w głąb mieszkania, obserwując ostrożnie otoczenie. Wiedziałem, że Yongguk tak samo jak ja wprowadził się dopiero wczoraj, więc nie zdziwiły mnie jeszcze puste ściany i jedynie pojedyncze meble. Jestem trochę wdzięczny, że zaproponował pójście do siebie, bo w porównywaniu z jego mieszkaniem moje jest ostatnią norą, tym bardziej że miałem nie mieć ani wody, ani światła do końca tygodnia. Wciąż nie potrafiłem uwierzyć w moje szczęście.
Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu znalazłem się w sypialni, pośród sporego, niedbale pościelonego łóżka i prawie pustego kartonu. Obejrzałem się za siebie, upewniając się, że Yongguk jest jeszcze w kuchni i ruszyłem w stronę pudełka.
Jeszcze zapłacisz za swoją wścibskość, zobaczysz.
Na szczycie rzeczy leżących w środku było kilka kartek, złożonych w spory plik. Złapałem za nie, jeszcze raz oglądając się za siebie.
Okej, okej.
Oparłem się o, o dziwo miękki materac, siadając po turecku na zimnej podłodze. Mimo wszystko miałem wrażenie, że wystarczająco narzucam się chłopakowi, żeby dodatkowo siadać na jego łóżku, na którym on normalnie śpi, omójbożejestemwsypialniYonggukajaktosięstało - Dopiero kiedy widzę zmięte kartki w swojej dłoni, zdaję sobie sprawę, jak mocno zaciskałem palce. Wyprostowuje je na posadzce, czując, jak zimny dreszcz przechodzi przeze mnie, bo teraz Yongguk na pewno zauważy, że grzebałem w jego rzeczach.
Przesuwając dłonią po kartce po raz tysięczny, zauważam, co właściwie na niej się znajduje. Na początku wydaje mi się, że są to małe obrazki, trochę podobne do cyrylicy, którą wbijał mi na pamięć od małego Herbert, ale mają więcej kółek i są bardziej okrągłe i po chwili wcale ani trochę nie są podobne do cyrylicy. Mimo wszystko domyślam się, że to jest jakiś język. Wsuwam palce między kartki na stosiku obok mnie, obserwując, czy wszystkie są zapisane w podobny sposób. Kilka pierwszych jest, same wzorki ułożone są w dość symetryczne paragrafy, co trochę przypomina coś bliższego poezji czy powieści niż zwykłym notatkom.
Pomiędzy pełnymi znaków kartami znajduję kilka złożonych na kształt kwiatów. Odkładam je ostrożnie na podłogę obok siebie, żeby nie pognieść ich jak tych dwóch pierwszych stron.
Po dłuższym przeszukiwaniu znajduje kilka kartek zapisanych normalnymi literami i z jednej strony jest mi jakoś lżej, ale z drugiej teraz będę w stanie to odczytać, a to już w ogóle jest naruszenie prywatności jak cholera.
Moje nerwowe myśli przerywa wibrowanie telefonu, który podskakuje w mojej kieszeni. Wyciągam komórkę, bezmyślnie odbierając połączenie. Nie mam czasu nawet na powiedzenie „halo”, kiedy głośny krzyk wydobywa się z telefonu:
- Fyedka!
Pocieram skronie, czując nadchodzący ból głowy. Sonya od zawsze miała w zwyczaju mówić głośniej niż potrzeba, a ja po dniu stresu naprawdę nie miałem ochoty na ryk piętnastolatki. Mogę się założyć, że sąsiedzi z domu obok perfekcyjnie słyszą jej głos.
– Zdechłeś, czy co? Pisałam do ciebie!
- Byłem zajęty – wsuwam palce między kolejne kartki, wyciągając na ślepo kilka ze środka stosiku. Z drugiej strony telefonu wydobywa się prychnięcie, po chwili coś ląduje z trzaskiem na ziemi i słyszę stłumiony krzyk Theodora. Uśmiecham się pod nosem, słysząc ogólny chaos, który jednak pozostał w domu, chociaż ja, główny jego stworzyciel, wyjechałem.
- Już skończyłeś zajęcia?  Tak poza tym, to kiedy powiedziałam dziewczynom z klasy, że mój brat przeniósł się do Alatras, to im oczy wyszły z orbit! – Sonya wydaje z siebie dźwięk podobny do wybuchu i śmieje się głośno. Uśmiecham się pod nosem, czując ukłucie gdzieś w środku, cholera, to dopiero pierwszy dzień, a mi już tęskno do domu. Nie mam ochoty mówić jej, w jakim stanie jest moje nowe mieszkanie, Sonya była niezwykle podekscytowana całą przeprowadzką, od kiedy wszystko wyszło na jaw, nie chcę psuć jej wizerunku miasta, o którym tak marzy.
- Zerwałem się? – mówię niepewnie, lustrując tekst na jednej z kartek, którą wyciągnąłem. Tak, to na pewno wiersz. Albo piosenka?
- Co? – Sonya chyba czymś się zakrztusiła, bo kaszle przez chwilę, po czym słyszę czyjś zduszony śmiech. Marszczę brwi.
- Czy to jest aż tak dziwne?
- Nieważne – Sonya parska i teraz już jestem pewien, że to Joanne próbowała powstrzymać swój śmiech, bo słyszę jej głos gdzieś w tle. – Czemu się zerwałeś?
- Była bójka – odsuwam kartkę, którą czytałem i biorę kolejną w dłoń. Nie doczytuje się, tylko przejeżdżam tekst wzrokiem, Yongguk nie powinien być bardzo zły, prawda? – Musieliśmy z jednym chłopakiem siedzieć u pielęgniarki, a kiedy nas wypuściła, to już nie miałem ochoty wracać na zajęcia, więc wyszliśmy.
- I gdzie jesteś?
- Uh – zagryzam wargę, odsuwając kartki na chwilę – U niego w domu?
Sonya krzyczy tak głośno, że na chwilę przerywa połączenie. Kiedy uspokaja się, słyszę, jak ktoś uderza w coś mocno. Co tam się dzieje?
- To twój pierwszy dzień a ty już wylądowałeś u kogoś w domu? Co z ciebie za zawodnik! Przynajmniej jest ładny, czy nie?
- Ha ha. To cześć – wyłączam się i chowam telefon do kieszeni, próbując ponownie skupić się na wierszach Yongguk’a.
Nie miałem czasu skończyć czytać pierwszej strofy, kiedy słyszę czyjeś kroki. Podnoszę wzrok i na moje szczęście, krzyżuję spojrzenia z Yonggukiem (z drugiej strony, czyje kroki mogłyby to być, gdy byliśmy sami w jego mieszkaniu?).
Świetnie.
Chłopak siada obok mnie na podłodze, przesuwając w moją stronę jeden z parujących kubków. Nie wygląda, jakby chciał mnie zabić albo zrobić cokolwiek szkodliwego, więc jest nawet dobrze.
Biorę kubek niepewnie w dłonie, odkładając wpierw kartki, układając je w równy stosik nieco dalej od nas. Miałem nadzieję, że jak je odsunę, może Yoon zapomni, że w ogóle grzebałem w jego prywatnych rzeczach.
Kubek jest gorący i powstrzymuję potrzebę odstawienia go na ziemię z trzaskiem, bo wiem, że moje zmrożone dłonie potrzebują ciepła. Przykładam naczynie do ust i prawie rozpływam się, kiedy czuję na języku słodki smak malinowej herbaty.
- Dziękuję – opieram łokcie na kolanach, rozluźniając się lekko – super mieszkanie, tak przy okazji – krzywię się, kiedy słyszę, co wyszło z moich ust (bo „super”, serio? Jest tyle lepszych słów, których można użyć).
Po każdej rozmowie z Sonyą moje słownictwo ograniczało się do kilku słów, które ona zazwyczaj używa.
 – Ja rano dowiedziałem się, że u mnie nie będzie ani wody, ani światła do końca tygodnia.
Na szczęście to odrobinę rozluźnia atmosferę, bo Yongguk śmieje się łagodnie, mrużąc przy tym lekko oczy.  Po chwili znowu okala nas cisza, ja próbuję skupić się na parze wodnej sunącej powoli w powietrzu, rozpływającej się gdzieś na poziomie moich ramion, próbując znaleźć jakiś, jakikolwiek temat do rozmowy, byleby nie zjadła nas ta niezręczna cisza.
Zanim zdałem sobie z tego sprawę, odzywam się i dopiero po chwili uświadamiam sobie, co powiedziałem:
- Piszesz wiersze – to nie brzmi nawet, jak pytanie i jest mi jeszcze bardziej głupio, bo to kolejny przykład zdarzenia, kiedy nie powinienem za nic się odzywać. Mimo wszystko Yongguk nie wydaje się być dotknięty moim stwierdzeniem, przynajmniej na takiego wygląda, więc mimowolnie rozluźniam się, wypuszczając cicho z płuc powietrze, które nie zdawałem sobie sprawy, że wstrzymywałem.

<Yongguk?>

Ilość słów: 1138
Otrzymane punkty: 50 + 285 = 335


środa, 14 marca 2018

Od Yongguka 'Insomnia'

Dobijała trzynasta.Większa część klasy przebywała na stołówce z racji przerwy obiadowej, rzecz jasna w pierwszym odruchu poszedłem za tłumem. Na dworze szalała ulewa, której nawet ściany sal nie potrafiły stłumić na tyle, by dało się skupić. Większość osób pewnie zmyłaby się z wykładów gdyby nie fakt, że musieliby przemoknąć do suchej nitki. Ja także należałem do tych osób.
Niestety, gdy przekroczyłem próg stołówki poczułem nieprzyjemne uderzenie gorąca, które rozeszło się od serca w stronę głowy. Zignorowałem je, bo przecież żaden dorosły facet nie powinien przejmować się taką błahostką, prawda? Stanąłem w kolejce do sklepiku z zamiarem zakupienia czegoś na ząb. Gorąco jednak nie dawało mi spokoju, powoli panosząc się w mojej głowie. Na chwilę mnie zamroczyło, przez co byłem zmuszony oprzeć się o ścianę i przeczekać atak.
Nie słyszałem nic prócz cichego pisku wypełniającego szczelnie moje uszy. Powoli zaczynałem panikować, obawiając się utraty przytomności w obecności całej akademii.
W końcu zacząłem odzyskiwać wizję, a czarne plamy zaczęły przybierać kształt niczego nie świadomych ludzi. Nadal oszołomiony wycofałem się z tłumu, kierując się w w stronę klatki schodowej na poziomie zero. Udało mi się znaleźć to miejsce przypadkiem, gdy pomagałem nauczycielce wynosić książki do piwnicy. Było tam zimno i dość brudno, ale na pewno nikt inny się tam nie kręcił. 
Wcisnąłem się w kąt ściany, naiwnie niczym dziecko próbowałem się w nim schować. Wplotłem dłonie we włosy i ciągnąc za nie ze sporą siłą próbowałem doprowadzić się do porządku.
Nie potrafiłem się na niczym skupić, walczyłem z zamykającymi się oczami. Słyszałem swój własny oddech jakby przez "mgłę".
Przeszywający ból w karku przypominał mi o kolejnej nieprzespanej nocy, której powodem po raz kolejny był koszmar. Może to dziecinne- banie się koszmarów i dzwonienie do mamusi o pierwszej nad ranem. Ale tak właśnie było. Moje koszmary nie opierały się na obrazach. Im starszy się stawałem, tym moje sny miały mniej walorów estetycznych. Koszmarem były dla mnie odgłosy, które wytwarzał mój umysł gdy próbowałem zasnąć. Krzyki, skrzypienie metalowych przedmiotów, jakieś nieokreślone mamrotanie zaraz przy moim uchu i czyjś ciężki, chrapliwy oddech. 
Tamtej nocy obudziłem się na podłodze, wyrwany ze snu przez przeraźliwy pisk podobny do tego wydawanego do alarmu przeciwpożarowego.
Czułem się martwy. Leżałem na zimnej posadzce i płakałem z  bezsilności, gdyż gdy tylko próbowałem zasnąć pisk powracał i budził mnie od nowa.
Nie potrafiłem podać dokładnej ilości leków, jakie zażyłem by tylko móc zasnąć, ale na pewno przekroczyłem swoją dzienną dawkę ponad dwukrotnie- wystarczająco by zaszkodzić zdrowiu.
Lekarz stwierdził kiedyś, że moje koszmary powodowane są koktajlem przepracowania i stresu, który jest natomiast bezpośrednim skutkiem koszmarów. Podsumowując, utknąłem w błędnym kole.
Wziąłem głęboki wdech powietrza pełnego kurzu, który wypełnił moje płuca. Dopiero wtedy zorientowałem się, że ktoś cichutko siedzi obok mnie.
Przybysz lustrował mnie wzrokiem, prawdopodobnie w milczeniu osądzając moje niecodzienne zachowanie. Chcąc zagrać jak najbardziej spokojnego odgarnąłem niedbale włosy z czoła po czym opierając głowę o ścianę z lekkim uśmiechem zagadnąłem przybysza- To najlepsze miejsce w całej szkole, no nie?

<Ktoś?>

Ilość słów: 486
Ilość punktów: 50+ 120= 170

wtorek, 13 marca 2018

Od Chanyeola CD Yui 'Dotyk barw'

Kiedy dziewczyna mnie puściła, po prostu uciekłem. Tak po prostu. A to wszystko dlatego, bo mnie znowu dotknęła. Złapała za dłoń. 
Uspokajałem oddech, oparty o ścianę. Wziąłem kolejny wdech, już czując że wszystko jest w porządku. Usłyszałem kroki. 
- Wszystko w porządku? Wybacz że tak Cię złapałam za rękę, po prostu czułam że inaczej byśmy za szybko stamtąd nie wyszli. - Powiedziała cicho. Spojrzałem w jej kierunku. Spuściła lekko głowę w dół. Odchrząknąłem.
- Ze mną w porządku, ale przez ciebie możliwe że będę mieć większe problemy - zacząłem spokojnie, ale skończyłem warknięciem. 
- Sorki, wybacz - powiedziałem cicho, zdając sobie sprawę ze swojego niegrzecznego tonu głosu.
- Spoko, nic się nie stało - odparła, podnosząc głowę. 
- Więc Yui... Następnym razem, proszę cię, nie dotykaj mnie - otworzyła usta, żeby pewnie przeprosiłem, ale uciszyłem ją.
- Ale i tak dzięki za tą małą pomoc - uśmiechnąłem się. Staliśmy w odległości kilku metrów, więc nie zdziwiłem się, kiedy postanowiła do mnie podejść... Przy okazji potykając się o własne nogi.
Drgnąłem, ale nie ruszyłem się z pomocą. 
Z wiadomych przyczyn.
Na szczęście jednak poradziła sobie, po chwili stojąc wyprostowana, odgarniając włosy z twarzy.
Wyglądała na lekko zawstydzoną - nie dziwiłem się. 
- Sorki, znowu przeze mnie upadasz - zaśmiałem się, patrząc lekko w dół.

<Yui? Przy okazji, naprawdę sorki że takie krótkie ;-;

Ilość słów: 213
Otrzymane punkty: 50 + 55 = 105

poniedziałek, 12 marca 2018

Podsumowanie #3

Chanyeol | 0
Fyodor | 0
Kirā | 0 (ze względu na długie oczekiwanie na odpowiedź ma czas do końca tygodnia)
Rei | 1 235 + 165 = 1 400
Yongguk | 0
Yui | 1 505 + 225 = 1 730
 
Dość słaby tydzień, ale mam nadzieję, że blog nadal będzie się rozwijać i witać nowych członków :)
Każdy otrzymuje kieszonkowe w postaci 500oxynów. 

Żółty - Poprzednie punkty
Czerwony - Zbliżający się termin
 ♦♦♦♦
 
Od poprzedniego podsumowania zostały napisane 2 opowiadania. W tym tygodniu żadna postać nie dołączyła do naszego grona, smutek. Została nawiązana nowa współpraca z blogiem Role in Life, jego baner można znaleźć w zakładce Inne>Wymiany. Bestie oraz miejsca docierają do końcowych przygotowań. Doszła do nas nowa zakładka, Misje. Dzięki wykonywaniu tytułowych misji można dodatkowo zarobić w postaci oxynów lub punktów, jak i również zdobyć nowe przedmioty. Aktualnie jest jedna misja, lecz w przyszłości ich przybędzie.
Teraz coś ważnego, otóż w tę sobotę mam przeprowadzkę (Cat Soup) i niestety przez jakiś czas nie będę mieć internetu aby wstawiać opowiadania, szkolne wifi blokuje platformę bloggera... Powiedzieli, że postarają się przyjść jak najszybciej aby zainstalować ruter, ale jakoś im nie wierzę. Drugą sprawą jest mój wyjazd prawie 2-tygodniowy do Polski i tutaj nie jestem jeszcze pewna czy wezmę laptopa. Jeżeli znajdę miejsce w walizce to biorę, a jeżeli nie to War_Child zajmie się opowiadaniami :)

niedziela, 11 marca 2018

Od Yui CD Rei'a 'Nowa twarz'

Wszystko stało się tak nagle - huk tłuczonego szkła, krzyki ludzi i ten przeraźliwy pisk w uszach. Minęło trochę czasu zanim doszłam do siebie. Szybko przeleciałam wzrokiem po pomieszczeniu. Wszyscy siedzieli skuleniu, tuż przy samej podłodze. Niektórzy za stołami, a inni bez zakrywania się niczym. Szybko dotarło do mnie co się dzieje i momentalnie zalała mnie fala strachu. Serce nagle przyspieszyło i zaczęłam drżeć. Rzuciłam okiem na Rei'a, który uważnie obserwował co się dzieje. Uspokoił mnie fakt że przynajmniej jestem z nim. Powoli przełknęłam ślinę i stuknęłam go w rękę. Chłopak powoli przybliżył się do mnie, po czym spytał co robimy. Spojrzałam na niego pustym wzrokiem. Kompletnie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Już miałam coś powiedzieć, jak usłyszałam strzał. Szybko wszyscy odwrócili wzrok w stronę oddanego strzału. Moim oczom ukazał się niezbyt przyjemny widok - ktoś został postrzelony w nogę. W tym samym czasie zdecydowanie ten najwyższy, przeszedł ciężko po pomieszczeniu.
- Jeżeli ktoś z was postanowi się ruszyć, to skończy tak samo jak on. - Wskazał pistoletem na chwilę wcześniej postrzelonego mężczyznę. Na jego twarzy zawitał złośliwy uśmiech, gdy zobaczył że owy mężczyzna zadrżał z bólu. Od razu zawrzało we mnie. Strasznie zdenerwował mnie ten człowiek i bardzo chciałam mu oddać, niestety hamował mnie fakt że stało tam trzech kolesi z bronią. Przypomniałam sobie nagle o Rei'u i jego pytaniu. Nachyliłam się ku niemu.
- Wygląda na to że nie straszą nas tylko po to żebyśmy nic nie zrobili. Naprawdę są w stanie nam coś zrobić. Dlatego proponuję by trochę ich zdezorientować. - Szczerze, to kompletnie nie wiedziałam jak to zrobić, więc w dużej mierze liczyłam na Rei'a. Chłopak wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, więc cierpliwie czekałam - chociaż nie było to łatwe w obecnej sytuacji. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu ewentualnych dodatkowych pomysłów. 
- Możemy przeturlać szklankę w kierunku drzwi. Domyślam się że każdy z nich zwróci na to uwagę. Mogłabyś wtedy kopnąć stolik na tego najbliżej nas. Jeśli by nam się udało, chociaż nie może na się nie udać, ponieważ wtedy najprawdopodobniej byśmy zginęli, to pobieglibyśmy w stronę zaplecza.  Drzwi są otwarte, to może nawet uda nam się zabarykadować, a wtedy już tylko tylne drzwi i pięknie. - Analizowałam plan Rei'a. Nie był zły - mogłabym rzec że jak na obecną sytuację, to myśli bardzo trzeźwo. Taki pech że wcześniej strzelający mężczyzna potknął się i upadł twarzą tuż przed nami. Instynktownie szybko się odsunęłam, po czym przywaliłam mu najbliższą - właśnie tak - butelką. Szkło zgrabnie rozbiło mu się na twarzy, raniąc go w nos i czoło. Rei widząc to, szybko mnie złapał i przyciągnął do siebie, dzięki czemu uniknęłam postrzału. Następnie ciągle mnie trzymając, biegiem rzucił się w stronę zaplecza. Jeden z przestępców strzelił w naszą stronę i trafił w coś, co spowodowało że pocisk rozpadł się na wiele odłamków - znowu pech chciał że jeden z tych odłamków trafił mi prosto w łydkę. Syknęłam cicho. 
- Wszystko w porządku? - Dobiegł do mnie głos chłopaka. Nie chcąc zepsuć wszystkiego co nam się udało do tej pory, ukryłam moją ranę i skinęłam głową na "tak". Dokładnie zabarykadowaliśmy drzwi i zaczęliśmy szukać jakiegoś wyjścia ewakuacyjnego. Przy okazji znalazłam przycisk alarmowy, dzięki czemu na miejscu miały możliwość pojawić się odpowiednie służby. Było słychać że ktoś dobija się do drzwi, którymi się przedostaliśmy do obecnego pomieszczenia. Złapałam za miotłę, pozbywając się szczotki, dzięki czemu miałam sam kij. Wiadomo - w takiej sytuacji każda broń się przydaje. Stanęłam przy drzwiach, gdy nagle usłyszałam wołanie. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę Rei'a. Wskazał głową na małe drzwi.
- Niestety są zatrzaśnięte.. Ale mogę spróbować je wyważyć. - Wypuścił wolno powietrze, po czym szybkim i zdecydowanym ruchem uderzył całym ciałem w drzwi. Było słychać dźwięk, który przypominał łamiący się metal. Chłopak był o wiele silniejszy ode mnie, dzięki czemu z łatwością pozbył się ostatniej zapory - drzwi. W tym czasie kątem oka zobaczyłam że chłopak również jest skaleczony - w ramię. Najwyraźniej jeden z kawałków szkła musiał go zranić. Pośpiesznie je otworzył i już miał wychodzić, gdy nagle stanął. Przed nim wyłonił się jeden z przestępców - ten, którego zraniłam szkłem. Jednak chłopak nie okazał strachu - mało tego, szybkim ruchem uderzył mężczyznę. Chciałam mu pomóc, ale jednocześnie wcześniej zabarykadowanymi drzwiami wpadł drugi z mężczyzn. Nagle przypomniałam sobie że nie wcisnęłam przycisku alarmowego. Kolejną rzeczą, która do mnie dotarła, było to że mężczyzna był uzbrojony w pistolet, a ja w zwykły kij od miotły. No tak.. Co mogło pójść nie tak. Jednak nie mogłam się poddać. Nie byłabym sobą, gdybym się nie postawiła. Jedyne co mi bardzo utrudniało moje zamiary, była skaleczona noga. Cicho westchnęłam. W głębi duszy miałam nadzieję że Rei da sobie radę - trafił przecież na o wiele trudniejszego przeciwnika niż ja. Do tego również był skaleczony. Moim celem było pozbycie się broni z rąk mojego przeciwnika. Jeśli się uda, to byłabym w sprzyjającej mi sytuacji. W ten sposób właśnie, rozpoczęła się nietypowa walka o przetrwanie, w którą wplątał mnie chłopak, którego znam jeden dzień. Czy żałuję? Ani trochę.
<Rei?>

Ilość słów: 829
Otrzymane punkty: 50 + 205 = 255

sobota, 10 marca 2018

Od Rei'a CD Kirȳ 'Cień wiatru'

Wparowałem na pokład zdyszany. Wskazując na załogę stojącą tuż obok mnie powiedziałem.
- Poprosili mnie o pomoc. - Ledwo byłem w stanie wypowiedzieć te słowa, brak odpowiedniej ilości powietrza ukazywał swoje skutki uboczne. Złapałem się za koszulę i oddychałem głęboko, aby się uspokoić. Gdy już mi się udało, kontynuowałem. - Jakaś grupka kolesi szaleje na statku. Nie wiem co im jest, nagle zaczęli się o coś spierać, a potem siłą odebrali kilku ochroniarzom broń i powybijali praktycznie wszystkich ludzi w kabinie niedaleko stąd. Teraz chodzą po korytarzach i strzelają gdzie popadnie! Jeden z nich został ujęty, ale reszta nadal się pałęta. Mogą być gdziekolwiek.
- Przejdź w końcu do sedna, czego chcesz? - Z pośród tłumu kadetów wstał jakiś niski chłopak. Miał czarne krótkie włosy, z zarzuconą grzywką na oczy. Dziwne, że cokolwiek przez nią widzi. - Żebyśmy ich pojmali? No chyba nie. Czarną robotę zostaw załodze, oni to załatwią. - Machnął ręką na załogę stojąca obok mnie, po czym zadowolony ze swojej przemowy usiadł z powrotem na miejsce.
- Tacy jak ty nie powinni w ogóle się tutaj znaleźć. Zajmujesz tylko miejsce tym, którzy naprawdę są warci zostania żołnierzem. Nie masz za grosz honoru, a tym bardziej jaj żeby podjąć się takiego zadania, szczylu. - Wkurzył mnie, za grosz szacunku dla starszych. Generacja tego wieku jest doprawdy rozczarowująca. Wyręczają się innymi żeby tylko sobie rąk nie ubrudzić, ale iść dalej na przód, wyżej i wyżej, aż do upatrzonej posady, gdzie mieli by zapewniony zarobek do końca swych dni i jeszcze dłużej.
- Coś ty powiedział? - Natychmiastowo wstał i przeciskając się przez innych kadetów szedł w moim kierunku. - Niech no ja do ciebie dojdę. Tak ci mordę obiję, że cię rodzona matka nie pozna! - Złapał mnie za kołnierz i uniósł lekko do góry. Z uśmieszkiem na twarzy dodał. - No co jest, taki gieroj byłeś, a teraz co? Bronić się zapomniałeś? - Cofnął lewą rękę do tyłu, wciąż mnie trzymając, zaciskając dłoń w pięść wymierzył we mnie cios. Wystarczyło mi tylko odsunąć głowę w bok, aby uniknąć ciosu. Chłopak lekko zdziwiony przesunął się kawałek do przodu. Wtedy nadarzyła się dla mnie okazja. Wyrwałem mu się z uchwytu , ciągnąc go za tą samą rękę przysunąłem go bliżej siebie po czym podciąłem mu nogę sprawiając, że chłopak upadł twarzą na ziemię.
- To teraz wiesz jaka jest różnica między twoim, a moim poziomem. Jeżeli nie chcesz pomóc, nie wtrącaj się. - Poprawiłem pogniecioną koszulkę i odkaszlnąłem cicho. - Tak więc, trzeba ich złapać. Nie możemy ich zabić, co najwyżej lekko uszkodzić. Potrzebuję chętnych, przynajmniej 4 i to szybko. Jeżeli chcecie dotrzeć a miejsce na czas radzę pomóc.


<Kirā?>

Ilość słów: 439
Otrzymane punkty: 50 + 110 = 160

poniedziałek, 5 marca 2018

Podsumowanie #2

Postanowiłam zmienić nazwę cotygodniowego posta informacyjnego na bardziej adekwatną :)
Najpierw będzie rozdanie punktów, potem ilość napisanych opowiadań w ciągu tych 7 dni, następnie informacje o nowych postaciach oraz informacje na temat zmian na blogu.

Chanyeol | 165 + 120 = 285
Fyodor | 455 + 270 = 725
Kirā | 575
Rei | 755 + 180 + 300 = 1 235
Yongguk | 590 + 330 = 920
Yui | 815 + 220 + 165 + 305 = 1 505

Jak widać Yui bije wszystkich na głowę, tak trzymać i oby pozostałych również pochłonął wir pisania!
Każdy otrzymuje kieszonkowe w postaci 500oxynów.

Żółty - Poprzednie punkty

♦♦♦♦

Od poprzedniego podsumowania zostało napisane 10 opowiadań. W tym tygodniu żadna postać nie dołączyła do naszego grona, z kolei jedna musiała nas opuścić, Zena. Wszelkie nowości są ogłoszone w prawej kolumnie, oprócz jednego. Otóż od początku istnienia bloga na górze znajduje się odtwarzacz muzyki. Jak się pewnie domyślacie będziemy ustalać naszą playlistę, która będzie zmieniana co miesiąc! Każda postać może zaproponować 1 utwór, a więc zastanówcie się dobrze. Piosenki należy zgłaszać w komentarzu, discordzie lub na mojej poczcie, Cat Soup. Macie czas do środy ^^

niedziela, 4 marca 2018

Od Rei'a CD Yui 'Nowa twarz'

Ukroiłem kawałek czekoladowego ciasta, po czym nadziałem go na malutki widelczyk i zjadłem. Cudowny smak rozpływał się w ustach, puszyste ciasto dodawało jeszcze większą rozkosz, a likier? Mmm, nie da się go lepiej opisać.
- Z tego co pamiętam to chyba mieszkasz gdzieś w okolicy.. Przynajmniej gdzieś w mieście. Często tu bywasz? - Zapytała Yui popijając herbatą.
- Mieszkam po drugiej stronie miasta. - Zaśmiałem się. - Stąd do domu mam w cholerę daleko, może z 2 godziny pieszo. - Zamyśliłem się chwilę w celu obliczenia dokładnej drogi. - Tak, mniej więcej 2 godziny, ale lubię tu przychodzić. To chyba najlepsza kafejka jaką znam, a szczerze nie byłem w zbyt wielu. No, ale poza kafejką w tej okolicy są ciekawe kasyna! To nie są jakieś zwyczajne gry za marne pieniądze. O nie nie. - Pokręciłem głową i opierając się łokciami o stół kontynuowałem. - Tutaj wymagają one ruchu, umiejętności, czegoś w mózgu i ogółem wszystko czego nie posiadają te prymitywne automaty czy też ruletka.
- Brałeś w już w jakiejś udział? - Zapytała. Jej talerz powoli pustoszał, natomiast mój wciąż miał lekko naruszone ciasto.
- W dwóch i w jednej wygrałem. - Związałem ręce na piersi i z triumfalnym uśmiechem oparłem się o krzesło. - Nie było łatwo... ale! Koniec końców udało mi się ograć wszystkich uczestników. 
- Hoho, co wygrałeś?
- Motor, ale że nikt w mojej rodzinie nie ma prawka na ten pojazd sprzedałem go i oddałem większą część pieniędzy rodzicom. Za resztę kupiłem sobie nowej generacji konsolę. - Odparłem zabierając się za ostatni kęs czekoladowego ciasta. Farewell, cake... Spojrzałem na filiżankę. Kra po herbacie zdążyła już osiąść na krawędziach. Gestem przywołałem kelnera, który był przy pobliskim stoliku. - Chcesz jeszcze herbaty? - Yui spojrzała na puste naczynie i przytaknęła głową. - Dwa razy herbatę, proszę. - Kelner zebrał puste talerze i filiżanki, po czym odszedł.
- Skoro nadal jesteśmy przy temacie kasyna, opowiedz w jaką grę grałeś. Ryzykownie było?
- Szczerze to trochę trzeba było się napocić. Gra polegała na pozostaniu ostatnim "żyjącym".
- Taki survival, mam rację?
- Tak, dokładnie! Ah, ten dreszczyk emocji kiedy wiesz, że ktoś czyha na ciebie zza rogu. - Poczułem jak przechodzi mnie gęsia skórka, przyjemne jak i dziwne uczucie. - Było jedno wielkie pole bitwy, 2 razy, nie 3, czekaj.. 4 razy większe niż ta kafejka! - Rozszerzyłem ręce w celu pokazania wielkości pomieszczenia.
- No to wcale nie takie "wielkie". - Uśmiechnęła się.
- Mylisz się. Dla nas, wojowników, to była ogromna przestrzeń. Wracając do tematu, zasady były proste: zero oszukiwania, jeżeli zostaniesz trafiony - schodzisz z pola i  najważniejsza, wszystkie chwyty dozwolone! - Uśmiechnąłem się szyderczo, natomiast Yui wyglądała na lekko zmieszaną. Podrapałem się po brodzie. - Hehe, wiem o czym myślisz, lecz tego nie zrobiłem!
- Czego? - Zapytała zakłopotana.
- No... Tego... - Zagubiłem się we własnej powieści.
- Aaa, uderzenie w krok? - Powiedziała akurat gdy podszedł do nas kelner. Nie wydawał się on słuchać naszej rozmowy, jednak Yui nagle poczerwieniała i jakby zamarła patrząc w już pustą przestrzeń po mężczyźnie.
- Yui? - Pomachałem dłonią przed jej oczami. Wzdrygnęła się.
- A, wybacz.. Mówiłeś coś? - Zapytała skołowana.
- Mówiłem, że nie chodzi o krok. Jak mogę tam uderzyć będąc postacią w grze? - Zapytałem unosząc brew do góry.
- Jak to, w grze...? To nie graliście w realu?
- Nie, haha. Siedzieliśmy wygodnie na kanapie, a przynajmniej niektórzy, i graliśmy na konsolach. Myślałem, że wiesz o co chodzi gdy powiedziałaś "survival", sorka. - Posłałem jej zakłopotany uśmiech.
- Nic nie szkodzi, hah. Ale opowiadałeś to z taką pasją, że serio wydawało się jakbyś czynnie brał w tym udział.
- Serio? No cóż, w końcu to moja pierwsza wielka wygrana. Jak chcesz możemy się tam kiedyś wybrać.
- Może kiedyś.
Przez pozostały czas herbaciany rozmawialiśmy o pogodzie. Zaskakujące, że tak nudny temat może ciągnąć się w nieskończoność. Gdy byliśmy przy słonecznych wakacjach do kafejki wpadło 3 mężczyzn, ale dosłownie, wpadło. Szkło z okien rozsypało się na małe kawałeczki i poleciało we wszystkie strony, wyglądało to jak kryształowy deszcz. Większość klientów schowała się pod stoliki, włącznie ze mną i Yui. Gdy szkło spadło już na posadzkę podniosłem się. Jeden z gości leżał na ziemi z nogami na przewróconym stole. Krew mu się sączyła z prawej skroni. Wygląda na to, że oberwało mu się od okna. Spojrzałem na pozostałych dwóch. Niższy z krótkimi, kręconymi włosami celował karabinkiem na zewnątrz, natomiast drugi ze swoją szpetną mordą rozglądał się po kafejce. Również w dłoni trzymał karabin, jednak innego rodzaju. Nie potrafiłem stwierdzić jakiego. Nagle usłyszałem głośny huk, odgłos spięcia elektrycznego i krzyk ludzi, a potem... jakbym był w wodzie. Moje uszy definitywnie odmawiały usłyszenia tego ponownie. Zamknąłem oczy i chwyciłem się za głowę, a potem przeniosłem dłonie na uszy i przyciskając je mocno próbowałem na powrót odzyskać słuch. Jednak uzyskałem odwrotny rezultat. Zaczęło mi dzwonić w uszach, okropne brzęczenie, niech ktoś to skończy! Wtedy poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzałem w jej kierunku, lecz jedyne co ujrzałem to ciemność. Strzał oddany parę sekund temu musiał uszkodzić lampę i stworzył zwarcie pozbawiając lokalu światła. Gdy oczy przyzwyczaiły się do mroku ujrzałem twarz Yui. Wyglądała na zmartwioną, wkurzoną jak i zdezorientowaną. Jej oczy miały aktualnie wiele mieszanych uczuć, podejrzewam, że i ja miałem podobne... Uspokoiłem oddech. Słuch wrócił, jednak jeszcze nie w pełni sprawny. Rozejrzałem się dookoła. Ludzie w pobliżu leżeli na ziemi i trzęśli się ze strachu z rękoma na głowach. Nie podobała mi się ta sytuacja, z resztą tylko sadysta czerpałby z tego radość. Już no ja wam kuźwa dam...
- Na ziemię albo was zastrzelę, karaluchy! - Wyraźnie usłyszałem tę groźbę, pochodziła od tego, który wystrzelił nabój w lampę i ogłuszył wszystkich. - A niech mi który cholernik spróbuje zadzwonić na policję! Podziurawię wszystkich jak leci! - Nie dało się dokładnie zobaczyć rysów jego twarzy, lecz mogę spokojnie powiedzieć, że na pewno kilka żyłek wyskoczyło mu na czole. Yui klepnęła mnie dwa razy w ramię, więc przybliżyłem się nieco do niej mając na uwadze co robi przestępca.
- Co robimy? - Zapytałem.

<Yui? :D>

Ilość słów: 1 005
Otrzymane punkty: 50 + 250 = 300