czwartek, 1 marca 2018

Od Fyodora CD Yongguk'a 'Pierwszy krok'

Cała ta sytuacja zostawiła mi w ustach gorzki, nieprzyjemny smak, może to krew z wargi, którą nerwowo zagryzałem przez całą naszą podróż do gabinetu pielęgniarki. Wciąż czułem, jak nienaturalnie szybko biło mi serce, jak ciężki i drżący jest mój oddech, jak drżą mi dłonie, chociaż ja nie dostałem ani jednego uderzenia.
Kto normalny rzucał w osobę koszem na śmieci?
Kto normalny rzuca się przed taką osobę, nie mając żadnej sprawności w walce?
Yongguk szedł kilka kroków przede mną, stawiając spokojne i uważne kroki. Co prawda kobieta powiedziała, że jeżeli czuje ból, to wszystko jest w porządku, jednak wciąż miałem wrażenie, że mimo wszystko cała sytuacja była moją winą, co powodowało, że było mi jeszcze bardziej niedobrze. W końcu rzuciłem się między napastnika a chłopaka leżącego na ziemi. Za mną rzucił się Yongguk, który dostał najwięcej obrażeń. Wciąż nie byłem pewien, czemu to zrobił. Mimo wszystko byłem mu cholernie wdzięczny.
Potruchtałem w stronę chłopaka, wyrównując z nim krok. Szliśmy chwilę w ciszy, Yongguk skupiony na swoich krokach (przynajmniej tak mi się wydawało, wciąż patrzył się w podłogę), ja próbujący zacząć rozmowę.
- Nie musiałeś wtedy, no wiesz – przełknąłem ślinę, gdy jasnowłosy zwrócił na mnie wzrok. – Ale dziękuję. Gdyby nie ty, wylądowałbym jak tamten, z koszem na głowie – zaśmiałem się gorzko, drapiąc się lekko po karku.
-  Nie ma sprawy – uśmiechnął się ciepło, ale widziałem gdzieś w głębi, że napastnik mimo wszystko musiał go nieźle poturbować.
Pielęgniarka wskazała nam łóżko z boku gabinetu, siadając do komputera. Pozwoliłem Yongguk’owi położyć się na pryczy, sam usiadłem na chłodnej posadzce obok niego. Chłopak posłał mi wdzięczne spojrzenie, ja tylko uśmiechnąłem się niepewnie, obserwując kobietę wystukującą coś na klawiaturze. Po chwili ciszy poprosiła od jasnowłosego dane, imię, nazwisko, rocznik. Wpisała to wszystko w komputer i zniknęła, mówiąc coś o drukarce pod nosem.
Gdy drzwi gabinetu zatrzasnęły się za nią, odwróciłem głowę w stronę leżącego na łóżku.
- Hej, przynajmniej nie musimy iść na strzelectwo – uśmiechnąłem się krzywo w jego kierunku, składając dłonie w kształt pistoletu. – Zawsze jakiś plus.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, ja zsunąłem się lekko, żeby wygodnie oprzeć głowę o ramę łóżka i zwróciłem wzrok na sufit.
- To głupie – wymsknęło mi się po chwili, gdy czułem, jak zmęczenie osiada na moich ramionach i przymyka moje powieki.
- Co? – pytanie Yongguk’a uświadomiło mnie, że powiedziałem to na głos a nie w myślach, co było w moich planach. Zwróciłem wzrok w stronę chłopaka. Z mojej pozycji widziałem go prawie do góry nogami ale nie miałem ochoty podnosić się, materac narzucony na pryczę był bardziej miękki niż mi się wcześniej wydawało a ja zacząłem czuć efekty nowych leków (których jednym z efektów ubocznych była, uwaga, senność) i stresu spowodowanego walką przerwaną przez nas na korytarzu.
- Zostawiła nas samych w gabinecie. Pielęgniarka. Poza tym, czemu tamci się pobili? To nie ma sensu. Nic nie ma sensu. – powstrzymałem ziewnięcie, podskakując lekko, gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem i do sali weszła ciemnowłosa kobieta. Wróciła na swoje poprzednie miejsce, wyciągając coś z szuflad obok biurka. Ruszyła w naszą stronę, więc wstałem i usunąłem się na bok.
Pielęgniarka ostukała Yongguk’a, sprawdziła mu tętno, upewniła się, czy nie ma nic złamanego, zwykłe, podstawowe badania. Gdy oznajmiła, że z akcji zostaną chłopakowi maksymalnie siniaki, wypuściłem powietrze, którego nie wiedziałem, że powstrzymywałem. Mnie tylko zapytała, czy zostałem dotknięty, ale kiedy pokręciłem głową, schowała przedmioty powrotem do szuflad.
- Dobra, musicie tutaj posiedzieć do – zmarszczyła brwi, spoglądając na zegarek na jej nadgarstku. – trzynastej, potem wracacie na zajęcia.
Po tym wróciła do wstukiwania informacji na komputer bez kolejnego słowa. Skrzyżowałem wzrok z jasnowłosym leżącym na pryczy, marszcząc brwi.
- Zaraz – powiedziałem powoli, podchodząc do kobiety. Ona po dłuższej chwili podniosła na mnie niechętnie wzrok. – Nie poda mu pani żadnych leków przeciwbólowych? Ibuprofenu, paracetamolu? Chyba widać, że go pobili?
Pielęgniarka zmierzyła mnie wzrokiem, nie odzywając się przez jakiś czas. Wstała i ruszyła do kabinet ki obok, wyciągając kilka pudełek, obserwując uważnie opakowania. Po chwili pozbyła się wszystkich oprócz jednego, z którym ruszyła do Yongguk’a leżącego na pryczy. Nachyliła się nad nim, machając ulotką wyjętą ze środka.
- Jedna co trzy godziny. Jeśli ból nie ustanie do jutra, kontaktuj się.
Chłopak podniósł się, popijając tabletkę wodą, którą podała mu kobieta.
Po tym zostaliśmy wypchnięci z gabinetu.

Wyciągnąłem z kieszeni telefon, sprawdzając godzinę - było kilka minut do trzynastej, więc nie mogłem wskoczyć do środka i oskarżyć ją, że wyrzuciła nas przed określoną godziną. Schowałem komórkę, zwracając wzrok na Yongguk’a. On patrzył się gdzieś przed nas, na kilku studentów stojących w grupce. Sam zacząłem się zastanawiać, czy wszyscy tutaj są tak agresywni? Oczywiście, jesteśmy kadetami i powinniśmy być nawet przyzwyczajeni do przemocy, ale czy rzucanie w siebie śmietnikami to było zachowanie na porządku dziennym?
Kolejny dzwonek wyrwał mnie z zamyślenia równie nagle, jak przerwał grupce w rozmowie. Szybko rozpierzchli się po korytarzu, znikając w różnych salach bez pożegnań między sobą.
Wtedy wpadłem na pomysł.
Złapałem jasnowłosego za ramię, zwracając jego uwagę na siebie.
- Chodźmy stąd – on podniósł brwi, ale nie wyglądał, jakby miał ochotę protestować, więc zacząłem znów mówić. – Mamy wymówkę, była bójka. Ja nie mam już ochoty tu być dzisiaj. Przyjdziemy jutro. Teraz możemy gdzieś wyjść, odpocząć.
Obserwowałem, jak Yongguk zastanawia się nad moją propozycją. Zorientowałem się, że wciąż trzymam dłoń na jego ramieniu, więc odsunąłem się na bok, próbując uniknąć wzroku chłopaka i zignorować to, że prawdopodobnie zrobiłem się czerwony.

<Yongguk?>

Ilość słów: 885 
Otrzymane punkty: 50 + 220 = 270


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz