Pozwoliłem swoim nogom pociągnąć się w głąb
mieszkania, obserwując ostrożnie otoczenie. Wiedziałem, że Yongguk tak samo jak
ja wprowadził się dopiero wczoraj, więc nie zdziwiły mnie jeszcze puste ściany
i jedynie pojedyncze meble. Jestem trochę wdzięczny, że zaproponował pójście do
siebie, bo w porównywaniu z jego mieszkaniem moje jest ostatnią norą, tym
bardziej że miałem nie mieć ani wody, ani światła do końca tygodnia. Wciąż nie
potrafiłem uwierzyć w moje szczęście.
Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu
znalazłem się w sypialni, pośród sporego, niedbale pościelonego łóżka i prawie
pustego kartonu. Obejrzałem się za siebie, upewniając się, że Yongguk jest
jeszcze w kuchni i ruszyłem w stronę pudełka.
Jeszcze zapłacisz za swoją wścibskość,
zobaczysz.
Na szczycie rzeczy leżących w środku było
kilka kartek, złożonych w spory plik. Złapałem za nie, jeszcze raz oglądając
się za siebie.
Okej, okej.
Oparłem się o, o dziwo miękki materac,
siadając po turecku na zimnej podłodze. Mimo wszystko miałem wrażenie, że
wystarczająco narzucam się chłopakowi, żeby dodatkowo siadać na jego łóżku, na
którym on normalnie śpi, omójbożejestemwsypialniYonggukajaktosięstało - Dopiero
kiedy widzę zmięte kartki w swojej dłoni, zdaję sobie sprawę, jak mocno
zaciskałem palce. Wyprostowuje je na posadzce, czując, jak zimny dreszcz
przechodzi przeze mnie, bo teraz Yongguk na pewno zauważy, że grzebałem w jego
rzeczach.
Przesuwając dłonią po kartce po raz tysięczny,
zauważam, co właściwie na niej się znajduje. Na początku wydaje mi się, że są
to małe obrazki, trochę podobne do cyrylicy, którą wbijał mi na pamięć od
małego Herbert, ale mają więcej kółek i są bardziej okrągłe i po chwili wcale
ani trochę nie są podobne do cyrylicy. Mimo wszystko domyślam się, że to jest
jakiś język. Wsuwam palce między kartki na stosiku obok mnie, obserwując, czy
wszystkie są zapisane w podobny sposób. Kilka pierwszych jest, same wzorki
ułożone są w dość symetryczne paragrafy, co trochę przypomina coś bliższego poezji
czy powieści niż zwykłym notatkom.
Pomiędzy pełnymi znaków kartami znajduję kilka
złożonych na kształt kwiatów. Odkładam je ostrożnie na podłogę obok siebie,
żeby nie pognieść ich jak tych dwóch pierwszych stron.
Po dłuższym przeszukiwaniu znajduje kilka
kartek zapisanych normalnymi literami i z jednej strony jest mi jakoś lżej, ale
z drugiej teraz będę w stanie to odczytać, a to już w ogóle jest naruszenie
prywatności jak cholera.
Moje nerwowe myśli przerywa wibrowanie
telefonu, który podskakuje w mojej kieszeni. Wyciągam komórkę, bezmyślnie
odbierając połączenie. Nie mam czasu nawet na powiedzenie „halo”, kiedy głośny
krzyk wydobywa się z telefonu:
- Fyedka!
Pocieram skronie, czując nadchodzący ból
głowy. Sonya od zawsze miała w zwyczaju mówić głośniej niż potrzeba, a ja po
dniu stresu naprawdę nie miałem ochoty na ryk piętnastolatki. Mogę się założyć,
że sąsiedzi z domu obok perfekcyjnie słyszą jej głos.
– Zdechłeś, czy co? Pisałam do ciebie!
- Byłem zajęty – wsuwam palce między kolejne
kartki, wyciągając na ślepo kilka ze środka stosiku. Z drugiej strony telefonu
wydobywa się prychnięcie, po chwili coś ląduje z trzaskiem na ziemi i słyszę
stłumiony krzyk Theodora. Uśmiecham się pod nosem, słysząc ogólny chaos, który
jednak pozostał w domu, chociaż ja, główny jego stworzyciel, wyjechałem.
- Już skończyłeś zajęcia? Tak poza tym, to kiedy powiedziałam
dziewczynom z klasy, że mój brat przeniósł się do Alatras, to im oczy wyszły z
orbit! – Sonya wydaje z siebie dźwięk podobny do wybuchu i śmieje się głośno.
Uśmiecham się pod nosem, czując ukłucie gdzieś w środku, cholera, to dopiero
pierwszy dzień, a mi już tęskno do domu. Nie mam ochoty mówić jej, w jakim
stanie jest moje nowe mieszkanie, Sonya była niezwykle podekscytowana całą
przeprowadzką, od kiedy wszystko wyszło na jaw, nie chcę psuć jej wizerunku
miasta, o którym tak marzy.
- Zerwałem się? – mówię niepewnie, lustrując
tekst na jednej z kartek, którą wyciągnąłem. Tak, to na pewno wiersz. Albo
piosenka?
- Co? – Sonya chyba czymś się zakrztusiła, bo
kaszle przez chwilę, po czym słyszę czyjś zduszony śmiech. Marszczę brwi.
- Czy to jest aż tak dziwne?
- Nieważne – Sonya parska i teraz już jestem
pewien, że to Joanne próbowała powstrzymać swój śmiech, bo słyszę jej głos
gdzieś w tle. – Czemu się zerwałeś?
- Była bójka – odsuwam kartkę, którą czytałem
i biorę kolejną w dłoń. Nie doczytuje się, tylko przejeżdżam tekst wzrokiem,
Yongguk nie powinien być bardzo zły, prawda? – Musieliśmy z jednym chłopakiem
siedzieć u pielęgniarki, a kiedy nas wypuściła, to już nie miałem ochoty wracać
na zajęcia, więc wyszliśmy.
- I gdzie jesteś?
- Uh – zagryzam wargę, odsuwając kartki na
chwilę – U niego w domu?
Sonya krzyczy tak głośno, że na chwilę
przerywa połączenie. Kiedy uspokaja się, słyszę, jak ktoś uderza w coś mocno.
Co tam się dzieje?
- To twój pierwszy dzień a ty już wylądowałeś
u kogoś w domu? Co z ciebie za zawodnik! Przynajmniej jest ładny, czy nie?
- Ha ha. To cześć – wyłączam się i chowam
telefon do kieszeni, próbując ponownie skupić się na wierszach Yongguk’a.
Nie miałem czasu skończyć czytać pierwszej
strofy, kiedy słyszę czyjeś kroki. Podnoszę wzrok i na moje szczęście, krzyżuję
spojrzenia z Yonggukiem (z drugiej strony, czyje kroki mogłyby to być, gdy byliśmy
sami w jego mieszkaniu?).
Świetnie.
Chłopak siada obok mnie na podłodze,
przesuwając w moją stronę jeden z parujących kubków. Nie wygląda, jakby chciał
mnie zabić albo zrobić cokolwiek szkodliwego, więc jest nawet dobrze.
Biorę kubek niepewnie w dłonie, odkładając
wpierw kartki, układając je w równy stosik nieco dalej od nas. Miałem nadzieję,
że jak je odsunę, może Yoon zapomni, że w ogóle grzebałem w jego prywatnych
rzeczach.
Kubek jest gorący i powstrzymuję potrzebę
odstawienia go na ziemię z trzaskiem, bo wiem, że moje zmrożone dłonie
potrzebują ciepła. Przykładam naczynie do ust i prawie rozpływam się, kiedy
czuję na języku słodki smak malinowej herbaty.
- Dziękuję – opieram łokcie na kolanach,
rozluźniając się lekko – super mieszkanie, tak przy okazji – krzywię się, kiedy
słyszę, co wyszło z moich ust (bo „super”, serio? Jest tyle lepszych słów,
których można użyć).
Po każdej rozmowie z Sonyą moje słownictwo
ograniczało się do kilku słów, które ona zazwyczaj używa.
– Ja
rano dowiedziałem się, że u mnie nie będzie ani wody, ani światła do końca
tygodnia.
Na szczęście to odrobinę rozluźnia atmosferę,
bo Yongguk śmieje się łagodnie, mrużąc przy tym lekko oczy. Po chwili znowu okala nas cisza, ja próbuję
skupić się na parze wodnej sunącej powoli w powietrzu, rozpływającej się gdzieś
na poziomie moich ramion, próbując znaleźć jakiś, jakikolwiek temat do rozmowy,
byleby nie zjadła nas ta niezręczna cisza.
Zanim zdałem sobie z tego sprawę, odzywam się
i dopiero po chwili uświadamiam sobie, co powiedziałem:
- Piszesz wiersze – to nie brzmi nawet, jak
pytanie i jest mi jeszcze bardziej głupio, bo to kolejny przykład zdarzenia,
kiedy nie powinienem za nic się odzywać. Mimo wszystko Yongguk nie wydaje się
być dotknięty moim stwierdzeniem, przynajmniej na takiego wygląda, więc
mimowolnie rozluźniam się, wypuszczając cicho z płuc powietrze, które nie
zdawałem sobie sprawy, że wstrzymywałem.
<Yongguk?>
Ilość słów: 1138
Otrzymane punkty: 50 + 285 = 335
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz