Ah historia... Najlepszy przedmiot jaki kiedykolwiek wymyślono, losy aktualnego jak i poprzedniego świata ludzi są zaiste fascynujące. Podobno kiedyś, na samym początku istnienia Ziemi byli ludzie posługujący się kamieniem jako kartką i odłamkiem skały jako długopisem, zabawne. Chyba jako jedyny z zainteresowaniem słuchałem nauczyciela i ochoczo odpowiadałem na zadawane przez niego pytania. Niestety nim się obejrzałem zadzwonił dzwonek. Jak to mówią, gdy świetnie się bawisz to czas mija jak błyskawica. Ludzie ziewając wywlekli się z klasy, aby udać się na długo wyczekiwany lunch.
Stołówka jeszcze parę minut była opustoszała, a teraz wypełnia ją masa studentów. Większość stolików była zajęta, a tak trochę nie swojo usiąść obok nieznanej ci osoby (zwłaszcza jeżeli ma obok siebie plecak, wtedy definitywnie nie chce nikogo innego przy stoliku). Rozejrzałem się i swoimi sokolimi oczami wypatrzyłem Yui, była przy stole tuż przy oknie. Nie siedziała z nikim, na szczęście. Chociaż w sumie, nawet gdybym nie znalazł tutaj miejsca usiadłbym gdzieś na dworze, świeże powietrze zawsze najlepsze. Podszedłem do dziewczyny i palcem stuknąłem ją lekko w ramię.
- Hejka, mogę? - Posłałem jej szeroki uśmiech i wskazałem na krzesło naprzeciwko niej.
- Jasne, siadaj. - Kiwnęła głową.
Zadowolony w podskokach podszedłem do krzesła i odsunąłem je kawałek, aby móc na nie usiąść. Przysunąłem się trochę do stolika i wyciągnąłem z plecaka kanapki, które rano niedbale wrzuciłem do środka. Jedna z nich wyglądała jakby została przejechana, to pewnie wina zeszytów, które podskakiwały podczas biegu. Moje biedne kanapeczki... Przeżyły tam piekło... Trzymając poszkodowaną kanapkę spojrzałem na Yui. W swoich małych dłoniach trzymała niedużego rogalika, a w sumie to jego połowę. Chcąc zacząć jakąś konwersację znowu palnąłem jakieś głupie pytanie.
- Lubisz rogaliki?
- Tak, są bardzo dobre. - Posłała niepewny uśmiech. Oww, trzeba jakoś kontynuować! Być może przegram bitwę, ale nie wojnę!
- Wiesz, kiedyś chciałbym zostać znanym żołnierzem. Jak to mówią, sławnym. - Podparłem głowę dłonią i spojrzałem na świat za oknem. - Chciałbym, aby w przyszłości nie było już nigdy wojen, aby nikt nie musiał za taką sprawę ginąć. Jednak... - Spuściłem wzrok na stół. - Jestem słaby, niedoświadczony i co najważniejsze, nie mam planu... Nie wiem jak złapać moje marzenie, które jest hen wysoko nade mną, tak wysoko, że nawet skacząc nie potrafię go dosięgnąć. - Położyłem obie dłonie na stolik i skierowałem oczy na dziewczynę, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. - Ale wiesz co? Dokonam tego. Jestem uparty i każdy to wie, że jeżeli się czegoś uczepię to nie puszczę. - Dziewczyna zdawała się lekko zdezorientowana, jednak mimo to uśmiechała się. W tym momencie zrozumiałem, że gadałem od rzeczy. Za długie przebywanie na krześle sprawiło, że mój tył zostawał niemiłosiernie zasysany w siedzisko. Nie lubię jak którakolwiek część ciała drętwieje, potem jest problem aby przywrócić mu dawną sprawność, bo boli jak cholera. Poruszyłem więc lekko nogi, aby powoli rozruszyć zastygłe mięśnie. - Ahh, wybacz! Zacząłem gadać dziwne rzeczy, ahahaha! - Pośpiesznie wziąłem kęsa kanapki.
- To nic, nie przejmuj się. Każdy ma jakieś marzenie, które chce spełnić, nawet jeżeli jest ono dla innych niemożliwe.
- A ty masz jakieś? - Zapytałem z pełną buzią i po fakcie zrozumiałem, że to nie było dość stosowne w obecności dziewczyny.
- Ja? Ja, em... - Yui zmrużyła leciutko oczy. Ludzie dookoła zaczęli znikać. Zbliżał się koniec przerwy, szybko poszło. Nagle zabrzmiał dzwonek. Tak mnie wystraszył, że o mało nie udławiłem się kawałkiem kanapki. Uderzając się w klatkę udało mi się go przełknąć. - Niedobrze, co mamy teraz?
- O ile dobrze pamiętam to strzelectwo. - Odparłem zapinając plecak.
- Strzelectwo? To po drugiej stronie szkoły! - Zerwała się z krzesła i chwyciła plecak w biegu.
- Ah, czekaj! - Postąpiłem tak samo. - Widzę, że przestudiowałaś plan szkoły, lecz czy jesteś pewna, że sala do strzelectwa jest po drugiej stronie?
- Tak, jestem pewna.
- To dlaczego inni biegną w przeciwną stronę?
- Że jak? - Zatrzymała się gwałtownie. - Rzeczywiście, czemu nie powiedziałeś wcześniej?
- A, nie mam pojęcia. Wybacz. - Zaśmiałem się cicho. - W takim razie w tył zwrot i na strzelectwo!
Yui westchnęła cicho i w ciszy dobiegliśmy do sali. Oczywiście nie byliśmy jedynymi spóźnionymi, dość spora grupka nie dotarła na czas. Nauczyciel kazał na ustawić się pod ścianą, jakby miał zaraz na nas egzekucję wykonać, zwłaszcza, że miał w dłoni mały pistolet. Przełknąłem ślinę. To jest kara za spóźnienie się? Niedobrze, niedobrze... Boże, daj mi żyć!
- Ej, ty! Tak ty, czarnowłosy wielkolud. - Ja? - Podejdź no tu na chwilę i zademonstruj to co przed chwilą mówiłem. - Słucham? Posłałem mu pytające spojrzenie, lecz ten mnie kompletnie zignorował. - Eh, słuchałeś ty mnie w ogóle?
- Nie.
- Nie, co?
- Nie słuchałem...
- Nie sir, przepraszam sir! - Wrzasnął mi niemal do ucha, aż się lekko odsunąłem. - Mam nadzieję, że teraz słuchałeś, powtórz.
- Nie sir, przepraszam sir! - Krzyknąłem równie głośno co on, a może nawet głośniej.
- Wróć do szyku. Czy któreś z was łaskawie mi powie, co kazałem zrobić?
<Yui?>
Ilość słów: 825
Otrzymane punkty: 50 + 205 = 255
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz