Zbliżał się już wieczór. Kątem oka zerknęłam na okno. Ostatnie promienie
słońca wpadały mi do pokoju. Westchnęłam cicho, po czym wstałam z pufy.
Niedawno wynajęłam to mieszkanie i nadal nie mogę się nim nabawić.
Nigdy by mi do głowy nie przyszło że 40 m2 może tak cieszyć. Podłoga
wykonana jest z jasnego, dębowego drewna. Ściany pokryte są kremowo -
białą farbą. Dodatkowo na połowie jednej z nich, widnieje ogromne okno z
widokiem na miasto. Pragnę dodać że mieszkam w czteropiętrowym domku,
który położony jest na wzniesieniu. Tak się złożyło, że akurat ostatnie
piętro było wolne. Wieczorem idealnie przez to ogromne okno, mogę
obserwować zachody słońca. Często przy tym łapię za szydełka i robię
różne swetry, czy czapki lub szaliki. Jeszcze nie miałam zajęć, ale póki
co jestem bardzo zadowolona z tego jak się ułożyłam. Matka powtarzała
mi że na początku mieszkania samotnie może być mi trudno, ale z odrobiną
oszczędności i "datków", które rodzice mi przesyłają - jakoś to ciągnę.
Moje rozmyślania przerwał dreszcz. Niestety, ale nie umiem wysiedzieć
za długo w pomieszczeniu bez ogrzewania. Moje mieszkanie niestety go nie
posiadało. Założyłam szybko jakiś sweter i usiadłam przy stole.
Sięgnęłam po plan lekcji żeby przygotować się na to, co mnie czeka. Ku
mojemu zdziwieniu, nawet nie było źle. Do szkoły na piechotę miałam
jakieś 15 minut, więc nawet ucieszyło mnie że już pierwszego dnia pośpię
trochę dłużej. Wzięłam plan do lekcji, po czym powoli wstałam i
przyczepiłam go do tablicy korkowej. Zajrzałam na chwilę do swojego
pokoju, by wziąć jakieś szmatki do spania i leniwym krokiem powędrowałam
w kierunku łazienki. Miałam dziś ochotę na dłuższą kąpiel, więc
odkręciłam wodę. W międzyczasie włączyłam sobie płytę z moimi ulubionymi
instrumentalnymi duetami - pianinem i skrzypcami. Gdy wody było już
mniej więcej do połowy, rozebrałam się i weszłam do wody. Moje ciało
przeszedł przyjemny dreszcz. Zanurzyłam się w ciepłej wodzie prawie
cała, tak, że tylko wystawała mi głowa. Leżałam tak chwilę, aż
postanowiłam rozpuścić włosy. Gdy już to zrobiłam, wróciłam do
poprzedniej pozycji. Spojrzałam w sufit i zmrużyłam oczy. Nowe miejsce,
nowa uczelnia, nowe życie. Byłam lekko zestresowana, lecz czułam że tego
właśnie chciałam. Po 30 minutach byłam gotowa by powoli wychodzić z
wanny. Lekko przetarłam włosy, założyłam "ciuch nasenny" i już finalnie
skierowałam się do swojego pokoju. Zapaliłam lampkę nocną i weszłam
powoli na łóżko. Długo nie czułam takiego uczucia. Pościel była naprawdę
delikatna, dzięki czemu o wiele lepiej spało mi się tutaj, niż w starym
domu. Przykryłam się kołdrą, zgasiłam lampkę nocną i przytuliłam do
poduszki. Powoli zamknęłam oczy.
~
Obudziłam się o 7:00, mimo iż budzik miałam dopiero pół godziny później. Energicznie wstałam i przeszłam do głównego pokoju. Miasto już powoli ożywało. Wstawiłam mleko na kakao i przy okazji poszłam zrobić poranne czynności łazienkowe. Gdy już byłam mniej więcej ogarnięta, dokończyłam robienie kakaa. Usiadłam wygodnie na kanapie, gdy nagle zadzwonił budzik. No tak.. Zapomniałam go wyłączyć. Przy okazji ubrałam się. Na ten dzień wybrałam koszulę i ciemne spodnie. Na koszulę narzuciłam jeden z moich ulubionych swetrów. Do plecaka (tak.. bardziej przemawia do mnie plecak niż torba) wrzuciłam jakiś długopis i dwa duże zeszyty. Z kuchni zabrałam dwa rogale maślane i kakao. Chwilę przed wyjściem przeczesałam włosy, po czym stwierdziłam że jestem gotowa. Zerknęłam na zegarek. 7:30. Upewniłam się że wszystko jest na swoim miejscu, narzuciłam płaszcz i czapkę, po czym zamknęłam mieszkanie. Gdy wyszłam na zewnątrz, po policzku połaskotał mnie zimnawy wiatr. Droga na uczelnię nie była jakaś bardzo ciekawa, więc oszczędzę tu szczegółów. Dochodząc do uczelni, złapał mnie stres. Co jeśli mnie nie zaakceptują? Co jeżeli już pierwszego dnia się ośmieszę? Ojciec mówił mi żebym zawsze żyła tak jak chcę, lecz dla mnie to nie takie proste. W ogóle gdybym robiła wszystko co on by chciał, to by mnie tu nie było. Dobrze wiedziałam co mnie czeka po tej uczelni i był to w 100% mój wybór. Właśnie ta myśl przekonała mnie, żeby do tej uczelni wreszcie wejść. Na wejściu stres wziął górę, ponieważ jak się okazało, w budynku obok jest coś na wzór ogólniaka, więc w tym właściwym budynku, była mieszanka uczniowska. Mijałam różne dziewczyny, ładne, brzydkie, wysokie, niskie, ale miałam wrażenie że wśród nich się wyróżniam. Prawie wszystkie miały spódnice i krótkie bluzki. Dodatkowo nie widziałam uczennicy z plecakiem. Zacisnęłam lekko pięści i próbowałam sobie wmówić że to tylko mój wymysł. Że ani trochę się wyróżniam. Że wszystkie jesteśmy takie same.. Ale bez skutku. Znalazłam właściwą salę, lecz nie weszłam do niej od razu. Do dzwonka zostało jakieś 10 minut. Postanowiłam się rozejrzeć. Szybko moim oczom ukazał się chłopak, który wyglądał jakby się śpieszył. Między nami nastąpiła szybka wymiana wzroku, lecz chłopak chyba nawet tego nie zauważył, gdyż ktoś złapał go za ramię. Słyszałam tylko urywek rozmowy. Brzmiało to trochę zaczepnie, więcej nie usłyszałam, gdyż szybko schowałam się do klasy. Uczniów było dość sporo. Na moje szczęście nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, więc szybko podreptałam do wolnej ławki i usiadłam. Chwilę później wybrzmiał dzwonek.
~
Obudziłam się o 7:00, mimo iż budzik miałam dopiero pół godziny później. Energicznie wstałam i przeszłam do głównego pokoju. Miasto już powoli ożywało. Wstawiłam mleko na kakao i przy okazji poszłam zrobić poranne czynności łazienkowe. Gdy już byłam mniej więcej ogarnięta, dokończyłam robienie kakaa. Usiadłam wygodnie na kanapie, gdy nagle zadzwonił budzik. No tak.. Zapomniałam go wyłączyć. Przy okazji ubrałam się. Na ten dzień wybrałam koszulę i ciemne spodnie. Na koszulę narzuciłam jeden z moich ulubionych swetrów. Do plecaka (tak.. bardziej przemawia do mnie plecak niż torba) wrzuciłam jakiś długopis i dwa duże zeszyty. Z kuchni zabrałam dwa rogale maślane i kakao. Chwilę przed wyjściem przeczesałam włosy, po czym stwierdziłam że jestem gotowa. Zerknęłam na zegarek. 7:30. Upewniłam się że wszystko jest na swoim miejscu, narzuciłam płaszcz i czapkę, po czym zamknęłam mieszkanie. Gdy wyszłam na zewnątrz, po policzku połaskotał mnie zimnawy wiatr. Droga na uczelnię nie była jakaś bardzo ciekawa, więc oszczędzę tu szczegółów. Dochodząc do uczelni, złapał mnie stres. Co jeśli mnie nie zaakceptują? Co jeżeli już pierwszego dnia się ośmieszę? Ojciec mówił mi żebym zawsze żyła tak jak chcę, lecz dla mnie to nie takie proste. W ogóle gdybym robiła wszystko co on by chciał, to by mnie tu nie było. Dobrze wiedziałam co mnie czeka po tej uczelni i był to w 100% mój wybór. Właśnie ta myśl przekonała mnie, żeby do tej uczelni wreszcie wejść. Na wejściu stres wziął górę, ponieważ jak się okazało, w budynku obok jest coś na wzór ogólniaka, więc w tym właściwym budynku, była mieszanka uczniowska. Mijałam różne dziewczyny, ładne, brzydkie, wysokie, niskie, ale miałam wrażenie że wśród nich się wyróżniam. Prawie wszystkie miały spódnice i krótkie bluzki. Dodatkowo nie widziałam uczennicy z plecakiem. Zacisnęłam lekko pięści i próbowałam sobie wmówić że to tylko mój wymysł. Że ani trochę się wyróżniam. Że wszystkie jesteśmy takie same.. Ale bez skutku. Znalazłam właściwą salę, lecz nie weszłam do niej od razu. Do dzwonka zostało jakieś 10 minut. Postanowiłam się rozejrzeć. Szybko moim oczom ukazał się chłopak, który wyglądał jakby się śpieszył. Między nami nastąpiła szybka wymiana wzroku, lecz chłopak chyba nawet tego nie zauważył, gdyż ktoś złapał go za ramię. Słyszałam tylko urywek rozmowy. Brzmiało to trochę zaczepnie, więcej nie usłyszałam, gdyż szybko schowałam się do klasy. Uczniów było dość sporo. Na moje szczęście nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, więc szybko podreptałam do wolnej ławki i usiadłam. Chwilę później wybrzmiał dzwonek.
<Rei? Wybacz że zostawiam Cię w tak beznadziejnym miejscu, mam nadzieję że dasz radę pociągnąć to dalej x'D>
Ilość słów: 819
Otrzymane punkty: 50 + 205 = 255
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz